Samo centrum Warszawy. Najbardziej nigdyś elegancka ulica, dziś też ponoć reprezentacyjna. Skrzyżowanie Alej Jerozolimskich i ul. Marszałkowskiej. Tu zlokalizowane są luksusowe hotele: Novotel, Metropol, Polonia. Tu mieszczą się oddziały banków: PKO BP i innych. Tu też ma swoją siedzibę reprezentacyjny sklep ludowego rzemiosła Cepelia.

Paryż Północy, a wokół smród i brud. Miejsce to bowiem upatrzyli sobie bezdomni, pijacy, pospolite lumpy, ćpuny  i śmieciarze. Skutecznie okupują okolicę.

Tuż przy wejściu do Cepelii pewien jegomość „sprywatyzował” fragment publicznej przestrzeni na własny, wcale niemały skład makulatury. Brudne kawałki tektury piętrzą się przy bankomacie Euronetu. Kto odważny i skorzysta? Chyba niewielu, bo przechodząc tamtędy codziennie, nie zauważyłem, żeby ktoś wyciągał stamtąd gotówkę. Latem ów mocno zdeklasowany dżentelmen sypia tu przykryty kartonem. Gość wyraźnie upodobał sobie sąsiedztwo pieniądza. Zimą nocuje w sali bankomatowej Banku PKO BP u zbiegu Marszałkowskiej i Nowogrodzkiej. Pod BGŻem domaga się wsparcia owinięta szmatami baba siedząca na wypchanych workach. Pobliski Bank ING skolonizował ich kompan płci nieokreślonej, cuchnący, jak cała reszta pobratymców. Opowiadał mi znajomy, że usiłował kiedyś po zmroku skorzystać z bankomatu w przedsionku. Nie dał rady. Smród przyprawiał o mdłości, a wszelki zamiar skutecznie chłodziła realna możliwość oblezienia pchłami lub podłapania wszawicy.

Wejścia do pobliskiego przejścia podziemnego opanowali nachalni żebracy. Jeden z nich ostentacyjnie opatruje przegniłą nogę z wyrwanym kawałkiem ciała. Przed pawilonem Cepelii, gdzie mieszczą się też dwa sklepy z alkoholem przesiaduje wataha odurzonych „dyktą” meneli. I co ciekawe – miejsce dorobiło się nawet lumpa czarnoskórego! Znać, że staliśmy się miastem „światowym”…

Jak łatwo się domyśleć, potrzeby fizjologiczne ci obywatele realizują na miejscu. Wszechobecny odór uryny i trotuary zabryzgane wymiocinami stały się wizytówką okolicy. Zwłaszcza teraz, w czasie suszy, jest to szczególnie uciążliwe. Stojący przy wejściu do banku betonowy kosz na śmieci śmierdzi jak dantejskie piekło. A chodniki zapaskudzone są wszelakim świństwem. W dodatku towarzystwo pomału staje się agresywne. Kiedy robiłem fotografię owego składu makulatury ten „biznesmen” usiłował mnie zaatakować.

I tylko dziwić musi fakt, że właściciele Cepelii mają sobie za nic, że z powodu brzydko pachnącego towarzystwa obroty mają niższe. Pokaźna część turystów ominie to wejście ze wstrętem. W zdumienie wprawia fakt, że szefostwu obu placówek bankowych nie wadzi zamiana sal operacyjnych na noclegownie. Uwierzyć trudno, że nic a nic nie dbają o przestrzeń przed wejściem do własnych placówek. Nie widziałem by kiedykolwiek zarządca obiektu nakazał np. wyszorowanie trotuaru. Bo i po co? Za wodę wszak płacić trzeba. I przy tym zastanawia kompletny bezwład miejskich służb – straży miejskiej, policji. Im rownież to nie przeszkadza? A może wszyscy naczytali się Leca, który napisał kiedyś: „czasem nazbiera się tyle brudu, że wydaje się po prostu marnotrawstwem go wyrzucić”.

Jan Kucel