W przedwojennej Warszawie Marszałkowska była miejscem szczególnym. Była symbolem elegancji, prestiżu i bogactwa. Idealnie prosta, o długości 3 km, ciągnęła się od placu Unii Lubelskiej do Ogrodu Saskiego. Była najważniejszą i najbardziej ruchliwą arterią komunikacyjną miasta. Przez całe lata modne było powiedzenie: „tłoczno, jak na Marszałkowskiej”. 

Lech Królikowski

Stare Miasto było wówczas dzielnicą zamieszkałą głównie przez biedotę. Tylko nieco lepiej było w pozostałej części starej Warszawy, poza Ujazdowem, który należał zawsze do najbardziej prestiżowej oraz „wyspowej” zabudowy w rejonie Ogrodu Saskiego. Marszałkowska, szczególnie od uruchomienia Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej w 1848 r. była symbolem nowoczesności i wielkomiejskości, chociaż do samej II wojny światowej zachowały się przy niej także domy parterowe.

Wzdłuż tej ulicy przed I wojną światową oraz w okresie międzywojennym, wznoszono prestiżowe kamienice i inne budynki, wyposażone w najnowocześniejsze wówczas zdobycze techniki. Przykładem jest budynek Marszałkowska 124, pierwotnie (w 1900 r.) wzniesiony dla warszawskiego oddziału Towarzystwa Ubezpieczeń Rassija” wg projektu Władysława Marconiego. Budynek ten, obok Hotelu Brystol, był już w chwili otwarcia wyposażony w agregat prądotwórczy (elektrownię blokową), co czyniło go wyjątkowym w oświetlanej gazem Warszawie. Generator pozwolił także na zainstalowanie elektrycznych wind, które były w tamtym czasie cudem techniki.

Kościół Zbawiciela, zbudowany w 1901 r. wg projektu Józefa Piusa Dziekońskiego, posiada pierwszą w Warszawie, nie licząc wiaduktu Mostu Poniatowskiego) konstrukcję żelbetową (projektu Mariana Lutosławskiego), co oczywiście było rewelacją w ówczesnej technice budowlanej w naszym mieście.

Pod numerem 6 znajduje się wspaniała modernistyczna kamienica (z 1900 r.) znanego warszawskiego architekta Ludwika Panczakiewicza. Po sąsiedzku, pod nr 8 zachowała się modernistyczna kamienica z lat trzydziestych XX w., w której na parterze znajduje się teatr, a na piętrze po wojnie mieściła się redakcja tygodnika „Stolica”.

W ogromnym gmachu przy Marszałkowskiej 94 miał siedzibę bodajże największy i najbogatszy koncern „Siła i Światło”. W Warszawie przed II wojną światową istniało przekonanie, iż na Marszałkowskiej nie należy pokazywać się w lichym ubraniu – to po prostu nie wypada.

Marszałkowska dla robotników

Jest taka scena w PRL-owskim filmie „Przygoda na Mariensztacie”, gdy pada stwierdzenie: „Marszałkowska dla robotników”. Ten epizod z ok. 1950 r., znakomicie ilustruje ową tęsknotę za Marszałkowską, jako symbolem szczęścia i dostatku. To najprawdopodobniej było motorem do stworzenia właśnie na Marszałkowskiej prestiżowego osiedla dla klasy pracującej: Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej (MDM). Być może wybudowanie takiego osiedla w innym miejscu byłoby tańsze, ale dzięki lokalizacji przy Marszałkowskiej stało się symbolem dominacji ludu pracującego nad kapitalistycznym wyzyskiwaczem. Interesujące jest także to, że tuż po wojnie całe życie naszego miasta skupiło się na Marszałkowskiej. Bardzo szybko powstała tzw. „parterowa Marszałkowska”, czyli sklepy i różnego rodzaju pracownie w parterach wypalonych kamienic, co na kilkanaście lat uczyniło z tej ulicy handlowe centrum stolicy. 

Dopiero przystąpienie do realizacji „Wschodniej Strony Ulicy Marszałkowskiej” na przełomie lat 50. i 60. XX w. stało się prawdziwym końcem prywatnego biznesu w tym rejonie, chociaż też nie do końca, bo w to miejsce powstały m.in. słynne pawilony przy Królewskiej, które przetrwały do ok. 2010 r.