No i zaczął się bałagan! Ponad pół setki ulic, teraz już w realu, zmieniło patronów. W geografii stolicy pogmatwają się nie tylko przyjezdne „słoiki”, ale i starzy warszawiacy nie raz, nie dwa cofną się o krok, by zweryfikować mapę pamięci z literkami na pachnącej świeżutką farbą niebieskiej tabliczce. Niejedna przesyłka nie trafi do adresata, gdy niepoinformowany nadawca wyśle ją – dajmy na to – na bijących hiszpańskich faszystów Dąbrowszczaków zamiast na aktualną ulicę Sawinkowa, zwanego „królem terrorystów”, co „dynamitem tak sprawnie jak piórem władał” i to i owo w mieście wysadził.
Ostatnią jak dotąd ofiarą zbiorowego szaleństwa i wykreślania na oślep padł Ursus, w którym rzutem na taśmę wojewoda mazowiecki zdekomunizował ulicę imienia zasłużonego pedagoga, założyciela i dyrektora pierwszego w dzielnicy liceum, Józefa Chmiela. Chmiel z ustrojem komunistycznym istotnie miał „bliskie” relacje, bo go enkawudziści do więzienia wtrącili i ten pobyt w miejscu odosobnienia niewiele miał wspólnego z cichym internowaniem. Po wojnie żył jednak w takim państwie, jakie wówczas było, bomb nie podkładał, po lasach nie hasał, tylko równy dostęp do wykształcenia zapewniał dzieciom chłopów, co zamieszkali w rosnącym mieście. No to mu uliczkę odebrali…
Czy to koniec tej radosnej zabawy w polowanie na kryptokomucha, nie wiadomo. Zdekomunizować można by też w końcu ulicę zadeklarowanego i konsekwentnego w swoich lewicowych poglądach Broniewskiego. Albo tego Ruska, Gagarina, co w kosmos ku chwale Związku Radzieckiego latał. Jak można go było przeoczyć, Panie Wojewodo!

Pełna wersja tego i pozostałych artykułów dostępna jest w papierowym wydaniu Kuriera Warszawskiego nr 1 (58)/2018.

Wiadomości i informacje z Warszawy http://kurier-warszawski.pl