Spacerując sobie ostatnio, trafiłem na dawno nie odwiedzaną przez mnie ulicę Wiejską. Tak, tam gdzie Sejm Rzeczpospolitej jest. Doszedłem pod gmach parlamentu i ogarnęła mnie groza. Przerażenie i smutek przeogromny. Cały teren parlamentu otoczony jest – na stałe już chyba – płotami z metalu, pospinanymi stalowymi linkami.

No, tylko wieżyczek z reflektorami i  erkaemami brakuje oraz okrągłych betonowych bunkrów chroniących żandarmów. I pomyśleć, kurde, że w naszym kraju takie cuda? W XXI stuleciu?…

Jak żyję, czegoś takiego nie pamiętam

W wieku już jestem podeszłym, a czegoś takiego sobie nie przypominam. A pamiętam dużo, bo urodziłem się w czasach najgorszego stalinowskiego zamordyzmu. Dopiero kiedy już od dwóch lat byłem na świecie ten, o którym 30 lat później zespół Perfect śpiewał „wujek Stalin zmarł, darowano resztę kar…”, swoim odejściem zakończył haniebny okres w naszej historii. 

Do szkół uczęszczałem już w czasach tow. „Wiesława”, czyli Gomułki. Oj, pamiętam,  władza ludowa garściami wtedy czerpała historyczne wzorce z II RP. I tak, w każdej klasie szkolnej – niczym za sanacji, kiedy to ze ściany spoglądały twarze marszałka Rydza ps. „Śmigły” oraz prezydenta Mościckiego (tych dwóch gości, co to 17 września bryknęli przez most w Zaleszczykach do Rumunii, zostawiając walczące wojsko) – w każdej izbie szkolnej można było podziwiać podobizny Spychalskiego Mariana (też marszałka) i tow. „Wiesława”. Albo premiera Cyrankiewicza. Odpryski kultu jednostki…

Wiejską z lat 60. wspominam ze (zrozumiałym) rozrzewnieniem

Kiedy już chodziłem do liceum (mojego ukochanego Kołłątaja), bardzo często bywałem na Wiejskiej. Chodziło się po terenie między blokami sejmowymi, na kamiennych ławeczkach się przysiadało… Ech, a jak człowiek starszym już nieco młodzieńcem był, to z koleżankami na randki tam właśnie się umawiał, bo… Och, z iloma dziewczynami ja się tam wycałowałem… Powspominać…

Później, kiedy już po maturze byłem, bardzo lubiliśmy z naszą ferajną z podwórka, tam właśnie – w parku okalającym dostojny sejm – rozpijać młodzieżowe winko zwane alpagą, bełtem lub po prostu winem z podpisem Gomułki (a to z racji napisu na etykiecie: WINO). Niejedną butelczynę się tam obaliło… Chadzaliśmy tam też z moim Ojcem na spacery, w czasie których wiedliśmy zajadłe spory historyczne… I jakoś nikt nie obawiał się niczego. Żadnej policji, o przepraszam milicja to wtedy była, żadnego legitymowania. 

Na skróty przez MSW

Pamiętam też w tamtych czasach olbrzymi gmach MSW przy Rakowickiej. Tam, gdzie siedzibę miała też esbecja. Również płotu nijakiego nie było. I przez cały teren można było legalnie sobie przechodzić. Wiem, bo na skróty przez teren ministerialny zasuwałem do cioci na Asfaltową. Dopiero chyba w czasach, kiedy nastała Solidarność i strajki, z boków tego olbrzymiego kompleksu ustawiono parkany. Potem zagrodzono też wjazd od Rakowieckiej. 

Towarzysz Gierek szedł na spacerek

No i jeszcze jedno. To był początek lat 70. Zbieraliśmy się wówczas w herbaciarni w Łazienkach. Tuż przy wejściu od Al. Ujazdowskich vis-à-vis Urzędu Rady Ministrów. I piliśmy piwo. Tak, tak, wtedy był tam regularny wyszynk i my, długowłosi, zwani przez starszych hippisami, siedząc przy stolikach sączyliśmy sobie browarki. Doskonale pamiętam, to była niedziela majowa, może czerwcowa, gdy gały nam na wierzch wyszły – bo my tu przy haberbuszu warszawskim biesiadujemy, a do parku, na spacerek wkracza sobie… Edward Gierek. Z małżonką, słynną Stasią. On – Pierwszy Sekretarz – człowiek najważniejszy w PRL-u. Idzie, jakby nigdy nic, z żoneczką pod rękę. Ludzie mu się kłaniają, niektórzy pozdrawiają… I tylko jeden z naszych kolegów, bystry obserwator, wypatrzył i zakomunikował nam: widzicie tych dwóch w garniturach? Gdzie? Tam, jakieś 15 metrów z przodu. To jego ochrona…

A dzisiaj?

Ani ty obywatelu nie pospacerujesz, ani oni – przedstawiciele nasi również nie. Bo co? Boją się? 

Oby to nie było to, o czym pisał włoski powieściopisarz Alberto Moravia…

Podobno te parkany pod sejmem zarządził Wiejski Wodzuś – ten, który straż swoją ubrał w rogatywki z czerwonymi otokami i portki z lampasami. I do tego uzbroił ich w szable i pistolety.  A tak mu to dowodzenie w krew weszło, że nałogowo zaczął latać rządowymi samolotami… Aż ich Wódz, ten Prawdziwy, kazał go zdymisjonować. 

Ja sobie jednak cały czas sobie tak myślę: jak to jest, że znienawidzona, narzucona Komuna nie bała się ludzi, a oni – wybrańcy tak strasznie pękają przed Suwerenem, na którego kochają się powoływać. 

Kończąc spacer doszedłem do al. Szucha. Tam, gdzie m.in. MSZ i Ministerstwo Szkolnictwa mają swoje siedziby. I wtedy przypomniałem sobie, jak na oglądanych przeze mnie zdjęciach z czasów wojny (a więc czasach kiedy Warszawa była okupowana przez hitlerowców) widoczne były u wlotu wielu ulic blokujące wejście płoty i kozły z drutem kolczastym…

Marszałkowska róg Litewskiej w czasie okupacji
Marszałkowska, róg Litewskiej. Mroczne lata okupacji. „Rasa panów” odgradza się od społeczeństwa

Zauważył kiedyś niemiecki filozof Karol Marks (ten sam, którego myśli dziś w Polsce odrzucamy en bloc): „Hegel powiada gdzieś, że wszystkie historyczne fakty i postacie powtarzają się, rzec można, dwukrotnie. Zapomniał dodać: za pierwszym razem jako tragedia, za drugim jako farsa”. To niestety prawda. A przy tym dobrze też pamiętać słowa polskiego aforysty Aleksandra Kumora: „dwóje z lekcji historii pisane są na skórze narodów”.

Paweł Ludwicki