Odwiedziłem najsłynniejszą polską nekropolię. Powązki. Stare. Lubię tam spacerować. Szacowne nagrobki obywateli naszego miasta. Cisza, zaduma, wspomnienia. Zaniosło mnie tam, gdzie są katakumby.

Większość grobów pięknie odrestaurowana lub w trakcie odnawiania. Nawet na grób Jerzego Waldorffa powróciła zerwana niegdyś przez naszych heteroseksualistów tabliczka z inskrypcją poświęconą pochowanemu w tym grobie Mieczysława Jankowskiego – długoletniego partnera muzyka. Te wszystkie remonty są – dodajmy – realizowane z pieniędzy, które co roku 1. listopada zbierają do puszek aktorzy i inni sławni ludzie.
Poszedłem z drugiej strony – tam gdzie jest Aleja Zasłużonych. Tam gdzie spoczywają nasi Najwięksi Rodacy. I… wstrząsnęło mną. Oburzenie! Ot, znaczna część grobów jest… zdewastowana! Przez złomiarzy. Tfu, jakich tam złomiarzy, złodziei parszywych.

Stare Powązki. Grób Stefana Jaracza. Fot. Paweł Ludwicki

Kradnących mosiężne litery z pomników. Złodziei wyzutych z jakichkolwiek ludzkich uczuć. Ale za to bezczelnych niewyobrażalnie. Bo musiał mieć jeden z drugim dużo tupetu, by ukraść litery z miejsca spoczynku Stefana Jaracza. Napis był wysoko, bez drabiny ani rusz… Podobnie jak w przypadku monumentu najsłynniejszych polskich pilotów – Żwirki i Wigury. I musieli mieć wiele samozaparcia, by wykuć, tak, tak, wykuć niemal wszystkie litery z grobu pisarki Zofii Korwin-Szymanowskiej.

I co? Nic. Po prostu nic. Zarząd cmentarza przeszedł nad tym do porządku dziennego. Ukradli, to ukradli. I już. Z tego co wiem, to parafia zarządzająca cmentarzem nie należy do biednych. Mogłaby bardzo szybko odrestaurować owe pomniki. Ale po co? Ich one? Nie. Więc po co kasę wydawać. A że jest szpetnie i że źle to świadczy o gospodarzach cmentarza… Phi, jakie to ma znaczenie. Liczy się wszak kasa. I tylko kasa. W naszych księżych kieszeniach.

Stare Powązki. Grób pisarki Zofii Korwin-Szymanowskiej. Fot. Paweł Ludwicki

Pomyślałem, że może jak nie zarząd, to pan minister. Ten od Kultury i Dziedzictwa( !) Narodowego wziąłby sprawę w swoje ręce. Fundusze wszak posiada. A koszt restauracji tych pomników naprawdę nie przekracza możliwości gospodarza pałacu przy Krakowskim Przedmieściu. Mógłby też nawet dorzucić dodatkowych parę groszy (naprawdę parę w skali urzędu ministerialnego) i opłacić ochronę, która pilnowała by cmentarza i nie dopuszczała do tych haniebnych aktów złodziejstwa połączonego z wandalizmem. Albo chociażby monitoring fundnąć – też by pomocny był.

Grób lotników Żwirki i Wigury. Fot. Paweł Ludwicki

Jednak, żeby to zrobić, trzeba chcieć. Jednak gołym okiem widać, że chęci ani zarząd cmentarza, ani minister nie mają. I jest jak jest.

Paweł Ludwicki