Coraz już więcej jest w naszym mieście nowych wiat przystankowych. W kilku typach, ale wszystkie eleganckie i w miarę wygodne. Nie ma co krytykować. No może poza jednym. Te w wersji lux (z gablotami na plakaty reklamowe) są rozświetlone jak, nie przymierzając, wystawy sklepowe i tylko jedno miejsce jest ciemne. To, gdzie wiszą rozkłady jazdy! Po zmroku bez latarki nie przeczytasz, co o której nadjedzie. Czyli niby wiaty dla pasażerów są, ale tak raczej za cenne niezwykle słupy reklamowe robią. Inne, mniej wystawne, również mają rozkłady jazdy nie oświetlone. Ot taki drobiazg.
Kiedy ustawiano nowe daszki na Trasie Łazienkowskiej, zastanawiałem się, czy ci z ZTM i AMS wpadną na pomysł zlikwidowania absurdu na przystanku przy placu Na Rozdrożu – tym w stronę Śródmieścia. Otóż wiata tam ustawiona była na jego krańcu, czyli dobre ponad 50 metrów od miejsca, gdzie zatrzymują się autobusy. Kto chciał z niej skorzystać musiał później przebiec tę długość, żeby pojazd nie czmychnął mu sprzed nosa. Ku mojemu nieskrywanemu zadowoleniu ci od tych nowych wiat pomyśleli. Przesunęli ją na środek przystanku. Teraz można z niej korzystać bez obaw.
Ci sami nie pomyśleli jednak na innym przystanku. Tramwajowym na Al. Jana Pawła przy Nowolipkach. Po jednej i drugiej stronie torowiska są szerokie pasy zieleni (czasami wysiewają tam ozdobne kwiaty –m.in. słoneczniki). Ale, ale… Już dawno przystanek w stronę Żoliborza został wyposażony w zadaszoną ławeczkę dla oczekujących pasażerów. Niestety ci, którzy jechać chcą w stronę przeciwną – na Mokotów – udogodnienia takiego już nie mają. Jak leje to mokną. I już. Dlaczego? Diabli wiedzą. Miejsca tam ci jest tyle samo i śmiało można by taką elegancką ochronę przed słotą ustawić.? Tym bardziej, że obok przystanek autobusowy, przy którym stają tylko nocne autobusy, nową wiatę ma. Z której mało kto korzysta.
Zatem może warto by było usunąć ten drobny, ale jakże dokuczliwy w naszym klimacie absurdzik.