To był jeden z piękniejszych zabytków willowej architektury Warszawy!
I świadectwo, jak wspaniałe produkowano u nas cegły klinkierowe. Bo była to wizytówka najlepszej chyba cegielni na terenach polskich w XIX wieku.



Dzisiaj jej już nie ma! Mimo że w niezłym stanie przetrwała II wojnę światową. Czego nie zniszczyli hitlerowcy, świetnie udało się Służbom Konserwatorskim i nieuczciwym deweloperom.
I co najgorsze, ten skandal, za który powinni ponieść karę kolejni Stołeczni Konserwatorzy i właściciele willi pozostanie bezkarny, bo organy ścigania najnormalniej w świecie nie potrafią doprowadzić do ukarania winnych. Oto zatrważająca historia „Grancówki”.
Willa Granzowa została zbudowana ok. 1895 roku na potrzeby administracji cegielni Kazimierza Granzowa. Kawęczyńskie Zakłady Ceramiczne, założone w 1866 roku, już w latach 80. XIX wieku należały do czołówki warszawskich cegielni. O sukcesie popularnej „Grancówki” świadczą wielkie inwestycje miejskie, przy których wykorzystywano tę właśnie cegłę. Należy do nich Teatr Wielki, filtry Lindleya czy Wielka Synagoga na Tłomackiem. Willa w Kawęczynie, jako wizytówka przedsiębiorstwa, została wybudowana z produkowanej tam cegły, zaś elewację miała wyłożoną ceramicznymi płytkami w różnych kolorach, które zostały ułożone w geometryczne wzory. W luksusowej willi nawet przewody wentylacyjne i kominowe były z kawęczyńskiej ceramiki.
Po wojnie w budynku, który szczęśliwie ocalał, znajdowały się między innymi przedszkole i szkoła. Jeszcze w latach 80. XX wieku willa była w dobrym stanie, choć oczywiście wymagała remontu. W 1984 roku została wpisana do rejestru zabytków decyzją Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Ostatnim jej użytkownikiem był Monar, który zamierzał otworzyć w niej dom dla swoich podopiecznych, w tym osób chorych na AIDS. Niestety, okoliczni mieszkańcy skutecznie storpedowali ten plan. Opustoszały budynek wrócił w 1991 roku do Zakładów Cegielnianych Kazimierza Granzowa SA, ale kilka lat później przedsiębiorstwo zostało zlikwidowane, zaś rezydencję nabyły osoby prywatne. I to był początek końca zabytku. Przez ponad dwadzieścia lat willa systematycznie niszczała, zaś dzieła zagłady dopełniała pobliska linia kolejowa, której drgania negatywnie wpływały na konstrukcję budynku.
Służby konserwatorskie przez lata nie potrafiły wyegzekwować od właścicieli zabezpieczenia zabytku i jego remontu. Nadzieja pojawiła się, gdy willę kupiła firma Millbery, która roztoczyła świetlaną wizję przywrócenia świetności rezydencji. W styczniu 2014 roku stołeczny konserwator zabytków wydał jej nawet zgodę na odgruzowanie budynku, wzmocnienie istniejących i odtworzenie brakujących murów, podbicie fundamentów i przykrycie willi dachem. Rozpoczęte w kwietniu roboty po dwóch dniach stanęły, gdy zawalił się fragment ściany. Wezwany rzeczoznawca stwierdził, że użyta w murach gliniana zaprawa nie trzyma już cegieł, więc ściany nadają się do rozbiórki.
Inwestor przedstawił …

Pełna wersja tego i pozostałych artykułów dostępna jest w papierowym wydaniu Kuriera Warszawskiego nr 1 (58)/2018.

Wiadomości i informacje z Warszawy http://kurier-warszawski.pl