Można by rzec spotkanie na najwyższym szczeblu. Dziennikarskim. Oto w Salonie Galerii Delfiny spotkało się (w ubiegłym tygodniu) dwóch niegdyś przeciwników politycznych, rywali dziennikarskich, wydawców konkurencyjnych gazet – Tomasz Wołek i Adam Michnik.Okazją była promocja najnowszej książki Wołka pod intrygującym tytułem – „Historia pewnej prowokacji”.

 

Całą rozmowę można obejrzeć pod adresem:

 

To oczywiście rzecz o słynnym tekście, który ukazał się w Życiu (tzw. z kropką) o rosyjskim szpiegu Ałganowie i jego rzekomych relacjach z Aleksandrem Kwaśniewskim. Całość tego dzieła to zbiór wcześniejszych tekstów byłego naczelnego Życia Warszawy i Życia (tego z kropką). Już na samym wstępie rozmowy – prowadzonej przez Jerzego Wysockiego (niegdyś zastępcy Wołka w ŻW, a potem przez krótko jego następcy na tym stanowisku) – autor przyznał się do… pewnych błędnych ocen prezentowanych onegdaj. U dziennikarza-publicysty to rzecz niespotykana. Trzeba mieć charakter żeby skonstatować, że…”nie miałem racji”. Szacun.

A potem spotkanie – które miało być dyskusją o ostatnim dziele Tomasza Wołka –przerodziło się, zupełnie samoistnie, w dyskurs dwóch znamienitych twórców polskich wolnych mediów o… No właśnie. Dyskusja ich było rozmową dwóch peerelowskich opozycjonistów o tym, jak ich drogi w czasach jeszcze przedsierpniowych się rozeszły (wszak Michnik to „laicka lewica”, a Wołek to „prawica demokratyczna”). I jak potem, w czasach już nam współczesnych, gdy nad Polską za sprawą Jarosława Kaczyńskiego zawisło widmo ponownego autorytaryzmu, drogi obu rozmówców się zeszły.

Nie dziwi, że mocno prawicowy niegdyś Wołek, dzisiaj bez ogródek mówi, że PiS to „łże prawica” dążąca do państwa autorytarnego. Ani Michnik, który zacytował słynne powiedzenie, że „serce ma po lewej stronie, ale portfel po prawej”. Dzisiaj obaj panowie znaleźli się w „jedności ideowej”, bo zależy im na takiej samej Polsce: demokratycznej i wolnej.

Słuchałem tej rozmowy z rozdziawioną gębą, bo… mam do Tomasza Wołka stosunek osobisty. Był on wszak dwukrotnie moim Naczelnym w obu „Życiach” (prowadzący rozmowę Jurek Wysocki też, jak łatwo się domyśleć, był moim szefem). Znamy się od lat już prawie trzydziestu. I naocznie mogłem doświadczyć ewolucji mojego niegdysiejszego zawodowego guru. Pamiętam ten szok, jakiego doznaliśmy na kolegium redakcyjnym w „Życiu” (drugiej edycji), gdy ówczesny zastępca naczelnego, Maciej Łętowski, z radością ogłosił, że „mamy świetny temat, bo znowu rusza proces „Życie” kontra Kwaśniewski”. Mamy samograj – zakomunikował. I wtedy wtrącił się Tomasz Wołek. Powiedział: „Nie, nie zgadzam się. O tym nie piszemy”. Bo my wtedy… No powiem krótko, „jeśli strona przeciwna zaproponuje jakąkolwiek ugodę, to ją przyjmę”.

O Michniku zaś mogę napisać tyle, że pamiętam doskonale, jak wespół z Kuroniem robił za „czarnego luda” PRL-u. No, trzeba przyznać, że u niego ewolucja spojrzenia na nasz kraj przebiegła wcześniej (?), szybciej (?). Ja doskonale pamiętam czas niedługo po upadku tamtego autorytarnego państwa, kiedy Adam Michnik nie obawiał się publicznie wygłosić słynnego” „odpieprzcie się od Generała”, kiedy wziął w obronę Wojciecha Jaruzelskiego.
O tym, że nic nie jest czarno-białe, a nasza rzeczywistość zmienia się, ewoluuje, może świadczyć też znamienny przypadek z tego spotkania w Galerii Delfiny. Otóż w czasie jego trwania kilkakrotnie do autora usiłował dodzwonić sięWojciech Wiśniewski. Kimże jest ten pan? Ostatnim szefem Związku Zawodowego Pracowników Komitetu Centralnego PZPR. Zresztą, nie chwaląc się: tego pana też znam i spędziłem wiele czasu na rozmowach z nim o… o polityce oczywiście.

Paweł Ludwicki

„Historia pewnej prowokacji”
Autor: Tomasz Wołek
Wydawnictwo Nieoczywiste
Rok wydania: 2020