Jest takie wyjątkowe miejsce na Mazurach. Nad jeziorem Ryńskim, tuż za pięknym miastem Ryn. Do niedawna znanym głównie ze starego krzyżackiego zamku. A ostatnimi laty także z tego, że ma… „Bocianie Gniazdo”. I Michała Szatanka – jego właściciela.
Co zacz owe „Bocianie Gniazdo”?
To Szkoła Żeglarstwa i Sportów Motorowodnych z ośrodkiem kolonijnym, bazą hotelową i niesamowitą restauracją „Jadło z piekła rodem”. Ta ostatnia nazwa bezpośrednio nawiązuję do nazwiska założyciela i właściciela ośrodka.
Medycyna czy żeglarstwo
Michał Szatanek pochodzi z Radomia, z zacnej rodziny lekarskiej.Poszedł zatem, jak nakazywała tradycja rodzinna, na studia medyczne. Ukończył je w 2003 roku i został lekarzem-stażystą. Chciał specjalizować się w ginekologii, ale…
Wtedy akurat był taki trend, by młodych absolwentów kierować na lekarzy rodzinnych. To mu nie odpowiadało. A że od wczesnych lat, jeszcze chłopięcych, kochał żeglować, zajął się tym właśnie. Jeszcze w czasie studiów medycznych uzyskał patent żeglarski. To pozwoliło mu, wpierw tylko latem, niejako dorywczo, ale już zawodowo organizować obozy żeglarskie i kursy uczące tej jednak trudnej sztuki żeglowania. Jego bazą wypadową były wówczas Mikołajki. Parę lat dojrzewała w nim decyzja co wybrać: zawód lekarza czy żeglarstwo. Wybrał, z powodów, o których wspomniałem, to drugie.
– Jeśli tak, to trzeba było podejść do tego profesjonalnie – mówi Szatanek. – Tak na 100%. Albo nawet więcej.
I tak zrobił. W 2017 roku, mając już sporą liczbę swoich jachtów na wynajem, kupił od elektrowni Kozienice ośrodek wczasowy w Rynie…
Trudne, bardzo trudne początki
Położony na skraju miasta wielki ośrodek, z kilkoma budynkami (m.in. stołówką, restauracją, czy może bardziej barem niskiej kategorii etc.), kilkadziesiąt domków (niegdyś zwanymi kempingowymi), no i portem. Wszystko w stanie gorzej niż opłakanym. W dodatku całość czynna była zaledwie przez dwa miesiące w roku! I mimo zapewnień związków zawodowych elektrowni, że ośrodek jest niezbędny, bo korzystają z niego pracownicy zakładu, okazało się, że odpoczywających tam nie było nigdy więcej niż… 25. No bo kto chciałby tam „wypoczywać”, skoro panował tam przysłowiowy „smród, brud i ubóstwo”. Mówiąc żartobliwie, było to miejsce, gdzie diabeł musiał powiedzieć dobranoc. No i powiedział. Na arenę bowiem wkroczył Szatanek.
Po wygranym przetargu kupił tę ruinę, wybawiając elektrownię z 750 tysięcy złotych straty rocznie i przystąpił do… Nie, nie do remontu. Wpierw musiał stoczyć bój z… pracownikami tego czegoś, co w założeniu miało być ośrodkiem wczasowym. Sześciu etatowych pracowników (wraz z bardzo wysoko opłacanym panem kierownikiem), którzy pensję, i owszem brali, ale jeśli idzie o pracę, to raczej tak nie specjalnie im się chciało… Część z nich po nadejściu tego przysłowiowego diabła, który nagle kazał im pracować, odeszła sama. Z resztą musiał walczyć przez dwa lata! Panowie wykorzystywali wszelkie możliwe wybiegi, by jak najdłużej ciągnąć kasę, wpierw od nowego właściciela, potem z ZUS-u.
Restauracja
Mimo tych przeciwności nowy właściciel przystąpił do odrestaurowania całego obiektu. Przejął ośrodek w styczniu 2017 roku. Na początek odłączył od ogrzewania budynek stołówki, w którym mieściło się mieszkanie służbowe dawnego kierownika ośrodka. Ten ruch przyniósł na dzień dobry oszczędności liczone w tysiącach złotych! Dalej, zmodernizował ałość oświetlenia – dotychczasowe zastąpił ledowym. Koszty spadły o połowę. Potem zamontował panele słoneczne, które zaczęły dawać darmowy prąd. I rozpoczął remonty. Zmodernizował port. Wybudował nowe zaplecze sanitarne. Wśród żeglarzy mówi się, że to najnowocześniejsze i najbardziej eleganckie toalety na całych Mazurach. Zmodernizował domki. Dzisiaj jest ich 50. Całorocznych. Z własnym ogrzewaniem.
Dzisiaj
Po dwóch latach działalności „Bocianie Gniazdo” – taką nazwę nosi ta marina – jest jednym z bardziej znanych portów i ośrodków na Mazurach. 9 hektarów terenu, 50 domków (z łazienkami), port, restauracja i – co najważniejsze – 50 jachtów do wynajęcia. Dzienny koszt najmu to, w zależności od klasy, od 300 do 500 zł za dzień. Cena nie powinna dziwić, zważywszy, że koszt jednej łodzi to wydatek rzędu od 50 do 100 tysięcy zł. Ale jest też jacht warty trzy razy tyle. Do tego we flocie Szatanka są jeszcze trzy bojery na zimę, bo… Udało się wydłużyć już sezon z dwóch do siedmiu miesięcy w roku, a zgodnie z planem ma on trwać nawet zimą. Stąd „żaglowce do latania po lodzie”.
W sezonie wakacyjnym w ośrodku przebywa około 500 osób; połowa to dzieciaki na żeglarskich koloniach, druga to dorośli. No, nie licząc tych, którzy śpią na swoich jachtach (a jest ich wcale nie mało). Stołówka wydaje dziennie do 400 obiadów.
Rocznie korzysta z usług „Bocianiego gniazda” 10 tysięcy amatorów Mazur.
Do tego dochodzą (również poza sezonem) wesela, chrzciny, eventy i szkolenia różnych firm. Można więc śmiało powiedzieć, że jest to już wielka instytucja.
Bez problemów ani rusz
Oczywiście bez tychże nie da rady prosperować w naszym kraju. I marina Szatanka nie jest wyjątkiem. Jego również trapi ich bez liku.
– Największy problem – zastanawia się Michał Szatanek? – Hm… takim największym na pewno jest brak rąk do pracy. Czy wiecie, że moi instruktorzy, ratownicy to są ludzie z Polski?! Z Radomia, Gdańska, Warszawy… Bardzo wielu trafia do mnie z harcerstwa. Miejscowi natomiast nie pracują! Wiecie, ja mogę z każdego zrobić żeglarza, ale nie z miejscowych. Oni nie chcą. I już. I to jest straszne, bo ja w sezonie potrzebuję nawet 50 pracowników – kończy.
Poza tym dużym problemem jest… kultura (czy raczej jej brak) naszego społeczeństwa. Przykład? Proszę bardzo: te super nowoczesne toalety. W męskiej co i rusz zapchane są pisuary. Nawet się zastanawiam czy ich nie zlikwidować. Niszczone są także prysznice, a wucety raz po raz padają ofiarą tych, co to nie bardzo wiedzą jak z nich korzystać. I, co w tym najgorsze, to to, że to taka nasza narodowa „normalka”.
Brak elementarnych podstaw dobrego wychowania widać także jak na dłoni wśród wypożyczających jachty.
– Wiele mówi się o niemieckiej kulturze – opowiada Szatanek. – I jest w tym wiele prawdy. Kiedy turyści zza Odry biorą jacht, dostają go wyczyszczony, wysprzątany. I jaki oddają? Wyczyszczony, wysprzątany. Bo Niemcowi do głowy nie przyjdzie, że można po sobie zostawić bałagan i brud. A nasi żeglarze? Ech, pożal się boże. Zostawiają nawet nie brud i bałagan tylko syf, syf straszliwy. Ale cóż, cytując klasyka, sorry taki mamy klimat…
Przyszłość
Póki co świetnie układa się współpraca z miejscowym samorządem. Obie strony: przedsiębiorca i burmistrz współdziałają na rzecz miasta. Ten pierwszy płaci wcale nie małe podatki, za to gmina popiera jego inwestycje. I dlatego Szatanek jest optymistą. Uważa, że za 10 lat jego „Bocianie Gniazdo” będzie najpiękniejszym miejscem na Mazurach. I najlepszym dla żeglarzy.
No chyba, że ci „ze stolicy” zniszczą Mazury swoimi chorymi pomysłami wybudowania autostrady przez Mazury i mostu nad jeziorem, którym ma przejeżdżać 22 tysiące wielkich TIR-ów na dobę!
Ale póki co, z pełną odpowiedzialnością bardzo serdecznie polecamy „Bocianie Gniazdo” w Rynie.