Plac Konstytucji. Sztandarowa realizacja socrealistycznej Warszawy. Ostatnie chyba, w pełni zrealizowane, doskonałe założenie urbanistyczne w naszym mieście. W latach 80. i 90. ubiegłego wieku martwe, zapuszczone miejsce stolicy – dzisiaj zaczyna przeżywać drugą młodość. Znaczna jego część tętni wielkomiejskim życiem. Restauracje, mnóstwo uśmiechniętych ludzi… No, po prostu dzieje się.
W historii placu już tak bywało. Pomińmy czasy wielkich komunistycznych defilad. Późne lata 60. i następne dziesięciolecie. Trzy boki tego wielkiego kompleksu miały swoje miejsca, które ówcześni warszawiacy bardzo sobie cenili. Od strony północnej luksusowa kawiarnia o nazwie „Stylowa”, klub „Uśmiech” i dalej restauracja „Hawana” (od lat 70.). Na wschodniej stronie słynna kawiarnia „Niespodzianka”, w zasadzie trzy lokale w jednym. Na parterze i pięterku kawiarnie, a w piwnicy winiarnia, w której serwowano węgierskie wina i chleb ze smalcem. Od południa w gmachu hotelu MDM mieliśmy istny kombajn gastronomiczny „Pod Kandelabrami” z typową szybką garkuchnią, barkiem w stylu zachodnim i elegancką restauracją hotelową z zaciszną salą na piętrze, zwaną właśnie „Zaciszem”. I tylko zachodnia ściana placu była bez miejsc dla uciech smakowych…
Potem nadeszły ciemne czasy stanu wojennego. Życie gastronomiczne w Warszawie padło podcięte godziną milicyjną. To na placu też. I tak było aż do przełomu ustrojowego. Wtedy niegdyś reprezentacyjne miejsce stolicy opanowały plastikowe budy, w których handlowano wszystkim, co dawało się sprzedać. Gastronomia była również – królowało wietnamskie jadło… I spekulacje, z czego to ono nie było…
Wreszcie na przełomie wieków przyszła normalność. Na plac zaczęło wracać miejskie życie. A to za sprawą licznych restauracyjek, kawiarni etc. I tylko po staremu, martwa została zachodnia pierzeja. Wieczorem pod podcieniami strach było chodzić – królował brud i smród uryny…
Tak działo się do czasu, gdy wprowadziły się tu dwie restauracje: „Aïoli” oraz „Manekin”. Bez większych obaw o popełnienie pomyłki można dziś rzec, że to kultowe knajpy Warszawy.
Jeszcze „AÏoli”
Tak, tak… Nie ma błędu. Nazwa „Aïoli” obowiązuje jeszcze tylko do 1 października. Potem zastąpi ją inna, nowa. Jaka? Niestety, to tajemnica. Ale na pewno będzie uroczyste przemianowanie lokalu. Poza tym pozostanie to nadal restauracja w tym samym stylu, czyli dla tych co cenią sobie nader wszystko …
Pełna wersja tego i pozostałych artykułów dostępna jest w papierowym wydaniu Kuriera Warszawskiego nr 4 (57)/2017.