Nie tak znowu dawno u zbiegu ulic Żelaznej i Złotej podpalono opuszczoną kamienicę zwaną Pekinem. Takich Pekinów mamy w mieście dziesiątki, ale nikt nie wie, co z nimi zrobić ani za jakie pieniądze. I nie wie od końca wojny.



 

imgp8594

Pekin przy Żelaznej zwany był tak z powodu straszliwego przeludnienia oraz zagęszczenia menelami. Gwoli prawdzie nie miał on nic wspólnego z Pałacem Kultury, którego skrót (PKiN) w tenże sam sposób interpretowano. Ale do rzeczy. Mam pewien sentyment do tej ruiny, bowiem odwiedziłem ją pod koniec 1970 roku, na początku mojej pracy dziennikarskiej. Oczywiście nie sam, a z patrolem milicji, który tam kogoś poszukiwał. – Niech pan zatka nos – poradził mi sierżant, a ja nie posłuchałem. Po paru minutach wiedziałem już o co idzie – takiego smrodu wcześniej nie doświadczyłem. Na kilku piętrach powyrywane były całe wyposażenia łazienek, służących kilku rodzinom. W miejscu sedesu ziały dziury obsrane dookoła przez meneli. Boże, jak ludzie mogli tam żyć.
Parę lokali było pustych, inne zamieszkałe, w tym kilka przez osoby w miarę solidne – z wyglądu, ale reszta… Jak się wtedy dowiedziałem, nikt nie miał pomysłu co dalej z Pekinem; przebąkiwano o remoncie. Minęło 45 lat, poszedłem na emeryturę i dalej nikt nie ma pomysłu, co z tą ruiną. Dom był już pusty od ponad dekady, lokale rozbebeszone, zaś na tyłach, od strony Żelaznej, gdzie można wejść przez dziurę w murze, istnieje romantyczna ruina, tylko lepiej samemu tam nie wchodzić.
Kamienicę o ponad 120 mieszkaniach postawiono pod koniec XIX wieku. Na nieszczęście tego miasta konserwator zabytków wpisał ją do rejestru i jak doniosły media − nie pozwala na jej przebudowę, ani na zmianę elewacji. Niestety nie powiedział skąd brać pieniądze na doprowadzenie obiektu do takiego stanu, by nowemu właścicielowi zwróciły się koszta.
Jak głosi wieść gminna, na początku tego roku Pekin nabyła krakowska spółka za 21 milionów złotych. Można pogratulować odwagi, bo wątpliwe, by rudera ta, w której trzeba wykuć wszelkie instalacje ze ścian (gnieżdżą się tam insekty) nadawała się do przebudowy na nowoczesny obiekt. Inna kwestia, ile wart jest grunt pod tym domem, ale to już znajduje się poza naszym rozważaniem.
Pozostańmy jeszcze przez chwilę przy kamienicy Krongolda, bo tak ją drzewiej zwano, ku pamięci gościa, który wyłożył na nią pieniądze. To jeden z wielu przypadków, do których pasuje porzekadło, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Dochodowy dom stanowiłby ciekawe dokonanie architektury, gdyby był w dobrym stanie. Niestety z dawnej świetności pozostały jeno zmurszałe mury i naruszone przez wojnę stropy. Miast robić remont, taniej będzie wszystko rozebrać i wznieść od nowa, nawet w dawnym układzie. I kto wie, czy do tego nie dojdzie, bowiem pożar naruszył to i owo.

 

Pełna wersja tego i pozostałych artykułów dostępna jest w papierowym wydaniu Kuriera Warszawskiego nr 4 (54)/2016.

 

 

 

Wiadomości i informacje z Warszawy http://kurier-warszawski.pl