Pisząc o naszym pobycie w urokliwej Łebie nie można nie wspomnieć o goszczącym nas Ośrodku Wczasowym „Ewa”, zlokalizowanym przy ul. Łąkowej 17. Oddalonym od morza zaledwie o jakieś 900 metrów!

Łeba - dom wczasowy Ewa przy ul. Łąkowej 12
Dom wczasowy „Ewa” w samym sercu Łeby, przy ul. Łąkowej, cieszy dogodnym położeniem. Blisko centrum miasteczka, całkiem blisko morza. Jego atutem jest serdeczność gospodarzy i wspaniała domowa kuchnia, fot. Paeł Ludwicki

Na pierwszy rzut oka „Ewa” niczym specjalnym się nie wyróżnia (ale to tylko pozory)

Ot, standardowy, i jak na łebskie warunki sporawy (trzy piętra, dwa skrzydła), budynek ze skośnym dachem.

Wybudowany 30 lat temu – inwestycja rozpoczęta jeszcze w czasach PRL-u – służy turystom. I nie tylko im. Do dyspozycji jest 40 pokoi różnej wielkości – od „jedynek” po sześciołóżkowe sale. Wszystkie, oczywiście, z łazienkami. Na dole jadalnia, świetlica, pokój sportowy. Ot, zwyczajny ośrodek wczasowy. Tu mieszkają dzieci z kolonii letnich i zimowych. Tu związki zawodowe organizują wczasy dla swoich członków. Tu odbywają się szkolenia i, jak to się teraz określa, różnego rodzaju ewenty. Przez cały okrągły rok! Bo ośrodek jest czynny – w przeciwieństwie do większości tego rodzaju obiektów w Łebie – cały rok! I mimo, że swoim standardem odbiega od nowoczesnych hoteli, to cieszy się ogromną popularnością.

Człowiek orkiestra

Daniel Figacz (po prawej) z rodzonym bratem Zdzisławem, fot. Paweł Ludwicki

Budowniczym i właścicielem „Ewy” jest Daniel Figacz, przyjaciel naszego klubu SDP Globtroter. Postać nietuzinkowa. Znany chyba każdemu mieszkańcowi Łeby i okolic. Dlaczego? Bo jest Daniel lekarzem weterynarii. Ciągle, mimo prowadzenia biznesu turystycznego, jest czynnym doktorem od zwierząt. Jest do usług rolników z całego powiatu łebskiego i dalszych miejscowości. Dodajmy o każdej porze dnia i nocy. Właśnie gdy byliśmy w Łebie, odwiedził go znajomy rolnik. By podziękować mu za uratowanie okulałego konia. Czterech weterynarzy nie dawało szkapinie żadnych szans i wystawiło skierowania do rzeźni na ubój. Daniel popatrzył i powiedział – powalczymy. Po czterech miesiącach kuracji konik zaczął biegać niemal jak źrebak.

− Bo ja jestem weterynarz starej daty – mówi Figacz. – Za moich czasów nie było tych wszystkich komputerów, tomografów. Chorobę trzeba było rozpoznać po badaniu ręcznym. Zresztą, nas bardzo dobrze uczyli w tej Warszawie na Wydziale Weterynarii. Tak jak lekarzy, bo my po prawdzie jesteśmy lekarzami, tylko że czasami musimy leczyć stworzenia kilka razy większe od ludzi.

Jest też Daniel znanym społecznikiem. Niegdyś był radnym, dzisiaj działa w różnych miejscowych stowarzyszeniach. Walczy o zabytki i o to, by Łeba znów stała się całorocznym ośrodkiem balneologicznym. – Kiedyś, przed wojną jeszcze, bardzo było popularne leczenie kuracjuszy wodą morską – mówi Figacz. – Mało kto sobie dzisiaj wyobraża, że wówczas specjalnymi rurociągami dostarczano morską wodę do placówek leczniczych, bardzo tu wtedy popularnych.

Medica cura te ipsum

Czyli „lekarzu, lecz się sam” – jak mówi stare łacińskie jeszcze porzekadło. Wziął je sobie nasz przyjaciel do serca. Dosłownie, bo gdy zachorował i kardiolodzy zaordynowali mu operację wziął się – jak to się mówi – za siebie.
− Wiesz, ja, człowiek nikczemnej postury, bardzo byłem roztyty – opowiada nasz gospodarz. – Byłem tak gruby, że wyglądałem jak taka baryłeczka na nogach. Lekarze chcieli mi nawet zrobić resekcję części żołądka. Nie pozwoliłem. Wziąłem się za suplementacje i różnymi ziołowymi (i nie tylko) specyfikami zmieniłem swój organizm. Jego potrzeby, wymagania. Udało się! Zrzuciłem grubo ponad 30 kilo. I nie mam żadnego efektu jo-jo.

W gabinecie lekarskim w pensjonacie „Ewa”; określicie, których pierwiastków brakuje Wam, żeby cieszyć się zdrowiem, fot. Paweł Ludwicki

Analiza pierwiastkowa włosów

Wykorzystując własne doświadczenia i wiedzę z tego zakresu zdobytą jeszcze na studiach uruchomił Daniel Figacz na parterze, w bocznym skrzydle swojego ośrodka (z osobnym wejściem) Centrum Profilaktyki i Promocji Zdrowia z bogatą i zróżnicowaną ofertą. Zarówno dla mieszkańców Łeby, jak i turystów. Jedną z ważniejszych jest analiza pierwiastkowa włosów – metoda diagnostyczna umożliwiająca ocenę stanu zdrowia organizmu ludzkiego, jego interpretację oraz dostosowywania do niej niezbędnych pacjentowi pierwiastków.

Jak dotąd wykonano tu już dziesiątki, a może nawet setki tysięcy analiz. – Nasze badania – słyszę od mojego rozmówcy – wykazują, że zaburzenia w ilości i proporcjach pierwiastków w organizmach ludzkich rosną w tempie geometrycznym oraz dotyczą coraz młodszych pokoleń.

Obecne żywienie nie zaspokaja bowiem wszystkich potrzeb organizmów, które do utrzymania właściwej równowagi potrzebują 70 składników odżywczych dziennie. Wspomniane badania, których wyniki można otrzymać w dowolnym z 11 języków, pozwalają stwierdzić, jakie są potrzeby konkretnych organizmów oraz sposoby zaspokajania tych potrzeb. Pozwala to uniknąć wielu chorób lub przygotować organizm tak, aby miały one łagodny przebieg. W gabinecie zdrojowym Centrum Profilaktyki i Promocji Zdrowia prowadzone są różne zabiegi, m.in. balneologiczne i kąpiele mineralne w tzw. sztucznych wodach, tj. przygotowywanych z wody kranowej uzupełnianej potrzebnymi solami i innymi składnikami.

Jest to jedyna taka możliwość w Łebie, dostępna dla do 50 pacjentów dziennie. Przy czym, wyjaśnia mi Daniel Figacz, np. magnez podawany doustnie wchłaniany jest zaledwie w 2%, zaś przez skórę, w trakcie kąpieli, w 70%. W ofercie są też kąpiele chlorkowo-sodowe z dodatkiem żelu przygotowywanego z dodatkiem soli wspomagające leczenie reumatyzmu.

Innuszka

Pacjentami Centrum zajmuje się zespół wykwalifikowanych pracowników pod kierownictwem Inny Suszko z Kijowa. Z zawodu, ale tego pierwszego, jest ekonomistką. Po przyjeździe do Polski, trafiwszy do Łeby, przekwalifikowała się. Po skończeniu rocznych studiów podyplomowych i szeregu kursów i szkoleń z zakresu suplementacji zaczęła pracę u Daniela. A jest też wyśmienitą masażystką. Jak mówią jej starsi koledzy po fachu, jest niezwykle utalentowana w sztuce „ugniatania” mięśni itp. I kocha swoją pracę – dodają. Specjalizuje się Inna w liftingu… twarzy! Tak, tak. Specjalnymi zabiegami masażu odmładza (z powodzeniem – dodajmy) buzie pań.

Inna Suszko
Inna Suszko o suplementacji pierwiastków niezbędnych do zdrowego życia wie wszystko, fot. AKW

Kiedy w upalny czerwcowy dzień, przy kawie, rozmawiamy z Inną, okazuje się, że mamy wspólnych znajomych w Kijowie, że mieszka ona w rejonie (czyli dzielnicy) bardzo dobrze nam znanej i… Tu pełna sensacja. Dziadek naszej rozmówczyni był… Polakiem. – Nasiłowski Franek, tak do niego się zwracaliśmy – opowiada Suszko. – Nigdy nie mówiliśmy Franciszek, zawsze Franek. Był żołnierzem Armii Czerwonej, zdobywał Berlin. Był na dachu Reichstagu, kiedy zawieszano czerwoną flagę.
− Ech, mówię wam – wtrąca się do rozmowy nasz gospodarz, Daniel Figacz. – Inuszka, bo tak ją nazywamy, jest naprawdę moim strzałem w dziesiątkę. Świetna specjalistka.

Grunt to rodzinka…

… bo kto rodzinkę fajną ma – mówiły słowa piosenki. I tak jest w „Ewie”. W zasadzie cały zespół to jedna duża rodzina, w której każdy ma swoje zadania. Daniel – szef, wiadomo, on wszystko koordynuje, załatwia sprawy formalne, urzędy, zamówienia.

Nad zakwaterowaniem gości czuwa Ewa – prywatnie żona szefa (już wiecie, skąd nazwa domu). O potrawy dba Marian, który do Łeby przyjechał aż ze Śląska. I robi to wyśmienicie – wszyscy z którymi rozmawiałem byli zachwyceni serwowanymi daniami dobrej domowej kuchni polskiej. Słyszałem też, że podobno zdarzają się malkontenci, ale gdzie ich nie ma? A przy śniadaniach, obiadach i kolacjach uwijają się jak w ukropie Emilia, Ewa, Halina i Olga. Mimo że bardzo zabiegane, to zawsze uśmiechnięte i zawsze pomocne w każdej sprawie.

I ta między innymi wspaniała atmosfera sprawia, że „Ewa” zawsze jest pełna gości. O każdej porze roku.

PL/CR