Choć zwykle narzekamy na zatłoczone latem plaże nad Bałtykiem, trzeba przyznać, że Łeba prezentuje się całkiem przyjemnie. I to o każdej porze roku. Jest tam i co zobaczyć, i co robić!
Tak było w końcu maja, gdy wylądowaliśmy tam pierwszy raz w tym roku wraz z naszym klubem Dziennikarzy-Podróżników. Globtroter. Nie inaczej było nieco później, w wakacje. Pogoda przyjemna, pachniało gorącym piaskiem, a lekki wiatr zachęcał, żeby – zamiast plackiem leżeć na wydmach – eksplorować otoczenie.
Słowiński Park Narodowy, las, wędrujące wydmy, pachnące jodem morze, malownicza rzeka i dwa jeziora, jeśli ktoś nie jest fanem kąpieli w zimnej i słonej wodzie Bałtyku. Do tego śliczne miasteczko z historią, która – jeśli by się uprzeć – sięga paru tysięcy lat przed naszą erą. W miasteczku knajpki, parki rozrywki i muzea.Tuż obok, poniemieckie bunkry dla fanów historii najnowszej; dla miłośników przyrody fokarium, a w niedalekiej przyszłości budowane właśnie Muzeum Archeologii Podwodnej, największe w tej części Europy. Zwyczajna nuda za parawanem? Na pewno nie tutaj! Łebski człowiek wie, gdzie wyskoczyć na wakacje.
Łeba – miasto czterech żywiołów
Łeba, która reklamuje się jako miasto czterech żywiołów, od dawna szczyci się leczniczym mikroklimatem. To on sprawił, że już przed wojną był to jeden z bardziej liczących się kurortów. Znaczna zawartość soli i jodu w powietrzu, wysokie nasłonecznienie i dynamika zmian atmosferycznych mają – zdaniem medyków – zbawienny wpływ na nasze zdrowie i budowanie odporności.
Podobnie zresztą jak wiatr, którego w Łebie zdecydowanie nie brakuje: w ciągu roku nie wieje zaledwie przez 6 dni! W 1974 roku ustalono specjalny profil terapeutyczny dla okolicy, ze wskazaniem na leczenie chorób układu oddechowego, narządu ruchu i przemiany materii. Latem to niewielkie miasteczko (3,7 tys. mieszkańców) zasila kilkaset tysięcy turystów, którzy liczą na zbawienny wpływ Bałtyku.
Talasoterapia, czyli leczenie morzem
– Wielka szkoda, że tylko w sezonie — zauważa Daniel Figacz, nasz przesympatyczny gospodarz z ośrodka wczasowego „Ewa”, w którym zamieszkaliśmy, poza tym właściciel gabinetu terapeutycznego, a także czarujący przewodnik po licznych atrakcjach Łeby. — Przed wojną terapię prowadzono tu przez cały rok. Kwitły zakłady balneologiczne, do których wodę morską sprowadzano rurociągami. Nic tak dobrze nie robiło zdrowiu kuracjuszy, jak chłodne lub gorące słone kąpiele w czasie, kiedy nad morzem jest najwięcej jodu.
Tak, morskimi kąpielami radzono sobie z szeregiem dolegliwości – od melancholii (!), przez choroby układu trawiennego, po bóle w krzyżu. Po wojnie medyczną alternatywę poważnie zaniedbano. Daniel chciałby powrócić do tej tradycji, która od XIX wieku była siłą napędową rozwoju miasta, a współczesna medycyna coraz śmielej przyznaje, że kuracja morzem (czyli talasoterapia) to nie jest wcale pomysł anachroniczny.
Tu ceni się wszystko: nadmorski klimat, piasek, wodę, muł, roślinność morską, a nawet błoto – zwłaszcza stosowane w połączeniu z zabiegami fizykoterapeutycznymi. Wdychanie aerozolu morskiego, który wytwarza się w pasie brzegowym, udrażnia drogi oddechowe. Nadmorski klimat pomaga astmatykom i chorym na niedoczynność tarczycy, nadciśnienie i serce. Morska woda pomaga łagodzi niektóre choroby skóry, na przykład łuszczycę. Same zalety.
Miasto piękne i z dłuuugą historią
Ale cóż, nad morze przyjeżdżamy przede wszystkim wypocząć i dobrze się bawić. Do Łeby chętnie się wraca, bo to nie jest miejscowość podobna do wielu innych, typu plaża i deptak. To miasteczko, które szczyci się długą historią: pierwsze ślady osadnictwa datowane są na okres neolitu. Najstarszy zachowany zabytek miasta to ruiny kościoła św. Mikołaja, opiekuna rybaków i żeglarzy z XIV wieku.
Tuż obok znajdowała się „stara Łeba” – pierwotna osada, zniszczona przez sztormy. Dziś pozostał zaledwie jej fragment. Z kolei najstarszy zachowany w mieście dom, przy ul. Kościuszki 86 (dawniej Hauptstrasse 18), zbudował w 1723 roku Johann Mampe, kupiec i konsul. Fragmentarycznie zachowany łaciński napis na frontowej belce poprzecznej głosi: „Bóg jest moim obrońcą i wspomożycielem Panie, nie opuszczę Cię, Ty mnie przecież błogosławisz. Johann Mampe 18 lipca 1723 r.”.
Początki Łeby, tej jaką dziś z łatwością rozpoznajemy na starych fotografiach, to jednak przede wszystkim XIX i XX wiek. Ostbad Leba czarowało i podbijało serca wielu, jak choćby Maxa Pechsteina, czołowego ekspresjonisty niemieckiego z grupy „Die Brücke”, którego obrazy w hitlerowską mglistą noc palono jako przejawy sztuki zdegenerowanej. Pechstein przybył tu w 1921 roku, zakochał się w Mierzei Łebskiej i łebiance Marcie Möller, która została jego żoną.
Pozostawił po sobie wiele nostalgicznych konterfektów nadbałtyckiego kurortu i jeden jedyny obraz religijny (Madonna z Łeby, albo inaczej Matka Boska Gwiazda Morza), który namalował… z biedy. Można podziwiać go w miejscowym kościele parafialnym Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny z 1683 roku. Swoją drogą, kto wie, ile anonimowych dzieł ekspresjonisty można jeszcze znaleźć w Łebie, skoro pisał on: „Pracowałem znowu dla rosyjskich władz okupacyjnych, malowałem napisy na beczkach śledzi i skrzyniach z rybami. Przychodzili do mnie też Polacy, którym za pieniądze albo za żywność malowałem szyldy, auta i ściany w mieszkaniach…”.
Księstwo Łeba – paszport się przyda…
… w celu odwiedzenia pobliskiej malowniczej duńskiej wyspy Bornholm – zapewne to przyjdzie wam na myśl. Owszem, można, ale nie w tym rzecz. Otóż 11 czerwca 1998 roku w Łebie odbyły się wybory. Mandat otrzymali wszyscy, którzy wykroczyli poza wiek pacholęcy (7 lat) i w ten sposób wyłoniono… łebskiego monarchę!
Tak, tak. Łeba ogłosiła się księstwem, z miłościwie panującym księciem o imieniu Zbyszko I, własną monetą, paszportem i nawet strefą wolnocłową. Ten niecodzienny pomysł był inicjatywą miejscowych biznesmenów, którzy tak właśnie promują miasto. Latem ulicami Łeby maszerują pochody rycerzy i dam, odbywają się szalone bale, czasem przemknie gdzieś książęca bryczka. My sami małą czarną u księcia wypiliśmy i paszport Księstwa w kieszeni mamy.
Sensacje XX wieku
Na obrzeżach Łeby, na terenie Słowińskiego Parku Narodowego, znajduje się sezonowo otwarte Muzeum Wyrzutni Rakiet w Rąbce. To dawny tajny poligon rakietowy, który powstał w 1940 roku. Hitlerowcy prowadzili tu próby z pociskami rakietowymi w ramach projektów „Rheintochter” oraz „Rheinbote” (V4).
Po wojnie teren przejęła Armia Czerwona, a pod koniec lat 60. utworzono tu Stację Sondażu Rakietowego, w ramach której do 1974 roku testowano polską rakietę meteorologiczną „Meteor”. Aktualnie prezentowane tu są rakiety z różnych okresów (począwszy od lat II wojny światowej) oraz ich elementy, zabudowania z okresu wojny: bunkier dowodzenia, lej wyrzutni, fundamenty stacji radiolokacyjnych oraz fundamenty hali montażowej.
W poniemieckich pomieszczeniach urządzono wystawy: „Łeba w starej fotografii” oraz galerię burmistrzów miasta. Zwiedzać poligon najlepiej z przewodnikiem.
Ruchome wydmy – polska Sahara
Ruchome wydmy w Łebie mają opinię jednego z najpiękniejszych miejsc w Polsce. Mierzeja Gardnieńsko-Łebska oferuje największą różnorodność kształtu wydm i ich wysokości. Krajobraz jest ulotny i zmienny, nieustannie wiejący wiatr pracowicie przemieszcza piasek z zachodu na wschód.
Ruszyliśmy tam prosto z Rąbki, piechotą, doświadczając po drodze słynnej mozaikowości łebskiej pogody. Nim dotarliśmy na miejsce, deszcz padał już na całego. Wspinaczka na najwyższą górę piachu, Wydmę Łacką (aż 42 m wysokości), była więc dodatkowo utrudniona, a ulewa osłabiła nieco wrażenie, że znaleźliśmy się na afrykańskiej pustyni. Choć i tak mimowolnie wzrokiem poszukuje się piramid. Latem wstęp na wydmy jest płatny, ale widok wynagradza wszystko. Wracając skorzystaliśmy jednak z podwózki melexem…
Bursztynowe komnaty, motyle, smoki i… erotyka
W samej Łebie można też zwiedzić nieduże, ale ciekawe prywatne Muzeum Bursztynu, miejsce gdzie i duzi i mali znajdą coś dla siebie. Zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem, który wiedzie gości najpierw przez bursztynowy las sprzed 40 mln lat i dalej przez salę ze zwierzętami z epoki lodowcowej, kluczowej dla tworzenia się złóż bursztynu.
A dalej − zgodnie z zasadą „od ogółu do szczegółu” − wkraczamy do pokoju inkluzji. Pasjonaci godzinami mogą oglądać przez szkło powiększające owady uwięzione w kawałkach bursztynu, a na koniec przejść do czwartej komnaty, by z kolei podziwiać obrazy i rzeźby wykonane z tego cennego materiału. W okresie wakacyjnym muzeum czynne jest codziennie do godziny 21.00.
Jeśli macie jeszcze czas, wpadnijcie do sąsiadującej z cudami z jantaru Krainy Smoków. Lub do Muzeum Motyli z prywatną kolekcją, której początek sięga 1937 roku.
A jeśli uda wam się zgubić dzieci, możecie cichcem przemknąć się do Muzeum Erotyki, by zobaczyć przedmioty z całego świata: afrykańska sztuka ludowa, chińska porcelana, indyjskie płaskorzeźby, japońskie obrazy shunga, perskie miniatury, peruwiańska ceramika – do wyboru do koloru. Pomyśleć, że jeszcze parę lat temu kolekcja mieściła się w Warszawie, jednak z powodu niejakich trudności lokalowych zakotwiczyła nad morzem. Czyżbyśmy w stolicy byli pruderyjni?
Tę smętną refleksję zagryzamy świeżą rybką i popijamy lokalnym ciemnym piwem o nazwie, a jakże, „Łebskie”. Kolejną atrakcją miasteczka.
Agnieszka Skórska-Jarmusz
Jeśli planujesz wyprawę do Łeby, być może zainteresuje Cię jeszcze nasz artykuł o rodzinnym pensjonacie EWA z gabinetem medycznym, w którym możesz zrobić sobie analizę pierwiastkową włosów
a także
artykuł o fokarium w Sarbsku, wspaniałej atrakcji dla dzieci i dorosłych.