Wypalenie zawodowe to choroba cywilizacyjna, której nie wolno lekceważyć. Ten stan może dotknąć wszystkich – zwłaszcza gdy traktują swój zawód jak misję. Dotyczyć może lekarzy, nauczycieli, dziennikarzy, tych aktywnych, którzy wierzą, że swym działaniem zmieniają świat. Obojętni mogą spać spokojnie. Kto nigdy nie płonął, wypalić się nie może.
Bo to się zwykle tak zaczyna…
Praca nas wciąga i fascynuje, jest źródłem satysfakcji. Oddajemy jej cały swój czas, także ten wolny, przeznaczony dla rodziny i na relaks. Sukcesy przekładają się na pochwały przełożonych i awans, ten nakręca nas do jeszcze bardziej intensywnego działania. Miłe złego początki. Nim się zorientujemy, praca nas pożera.
Na barki nakładamy sobie coraz więcej obowiązków − nikt nie wykona ich tak dobrze jak my. Dążymy do pełnej kontroli. Wyręczamy kolegów, służymy radą, gasimy firmowe pożary. Zostajemy w biurze po godzinach, zabieramy papiery do domu. Współpracownicy drażnią nas mniej lub bardziej wyimaginowaną opieszałością, nieudolnością, zbyt wyluzowanym stosunkiem do wykonywanych zajęć.
Błędne koło
I wtedy nadchodzi dzień, gdy przestajemy całość ogarniać. Zawalamy jeden projekt, ważny czy drobny − nieistotne. Przez głowę przechodzi myśl, że coś jest nie tak. Szukamy wsparcia w sprawdzonych metodach zarządzania czasem. Określamy priorytety, nakręcamy budzik godzinę wcześniej, zarywamy noce, zmuszamy się do działania.
Na chwilę robi się lepiej, potem znów coś wymyka się z rąk. Szef się krzywi z dezaprobatą. My oceniamy się jeszcze surowiej niż on. Chcemy pracować wydajniej, znów wspiąć się na wyżyny, być liderem, ale… myśli rozpraszają się, nie możemy się skupić, po bezsennych nocach dokucza ból głowy i brzucha, nudności, a nawet wymioty, ucisk w klatce piersiowej… Coraz częściej dopada nas złość. Niechęć do pracy i ludzi, na rzecz których pracowaliśmy. Poczucie dreptania w miejscu lub wędrówki donikąd. Chęć rzucenia wszystkiego. I nieustanne wyrzuty sumienia…
Wyjść na prostą
− Osoby dotąd aktywne zawodowo nie akceptują myśli, że praca, której poświęcali się bez reszty, nagle przestała im się podobać – wyjaśnia dr Sławomir Wolniak, lekarz psychiatra, ordynator Kliniki Wolmed w Dubiu k. Bełchatowa. – Odkrycie tego ich irytuje, wzmagając przewlekłe zmęczenie fizyczne i psychiczne. A tak naprawdę ich stan to efekt stresu, który pojawił się na skutek przepracowania i uporczywego odrzucania wypoczynku przez wiele lat. To właśnie nazywamy to wypaleniem.
To stan bardzo podobny do depresji, dlatego jego skutki mogą być bardzo poważne. Niechęć do wszystkiego, co wiąże się z pracą, rzutuje na pozostałe sfery naszego życia. U osoby wypalonej sukcesywnie pogarszają się relacje z najbliższym otoczeniem. Wycofujemy się, stajemy się cyniczni i sarkastyczni, nic nam nie wychodzi. Somatyczne dolegliwości przeradzają się w poważne choroby, jak wrzody, niedokrwienie serca lub astma. Wypalenie trzeba koniecznie leczyć, najlepiej pod opieką specjalisty.
Pełna wersja tego i pozostałych artykułów dostępna jest w papierowym wydaniu Kuriera Warszawskiego nr 4(54)/201