Aż trudno uwierzyć, że ze wszystkich części ludzkiego ciała, właśnie nos zrobił tak zadziwiającą karierę w kulturze. Urokowi nosa nie oparł się Rostand, obdarzając swego Cyrano imponującym organem; do nosa nawiązał Dostojewski w „Biesach”, nawet Szostakowicz umieścił nos w jednej ze swoich oper.
Ale najsłynniejszym nosem w historii jest„Nos” Mikołaja Gogola. Wystawiano go na polskich scenach wielokrotnie (niektórzy pamiętają jeszcze genialne przedstawienie Bohdana Korzeniewskiego w Teatrze Studio w 1972 roku). Lecz nos wciąż nie daje reżyserom spokoju.
Najświeższym dowodem przedstawienie Janusza Wiśniewskiego w Och-Teatrze.
Czego nas uczy gogolowski „Nos” w roku 2016? Tego, co zawsze: że nieobliczalna jest ludzka natura, że bezrefleksyjnie gonimy za ułudą rzeczywistości. Ale przede wszystkim, że człowiek nigdy nie może być pewien tego, co może mu zafundować los, skryty pod pozorem najnowszego „Nosa”.
Spektakl Wiśniewskiego znakomicie oddaje ducha fantazji Gogola. Absurd goni absurd, a wśród aktorów nie ma słabiej zagranych postaci. Całość spaja energetyzująca muzyka Jerzego Satanowskiego. Wielkie brawa! …
Pełna wersja tego i pozostałych artykułów dostępna jest w papierowym wydaniu Kuriera Warszawskiego nr 1-2 (55)/2017.