Ach, gdyby nie ta sąsiadka, Chorwacja, może nie przegapialibyśmy z oślim uporem klejnotu Europy – prześlicznej, szmaragdowej Słowenii. Przez ten mikroskopijny (mierząc polską skalą) kraj można autem śmignąć w dwie godziny. Można, ale to błąd. I, mówiąc szczerze, głupota.
Miłośnicy skoków narciarskich podskakują wprawdzie zimą i chuchają w dłonie w ośnieżonej Planicy, wielbiciele średniowiecza odwiedzają przeglądający się z samozachwytem w jeziorze zamek Bled, a speleolodzy-amatorzy wędrują po olśniewającej jaskini Postojna. A, no i jest jeszcze adriatycki diamencik, Piran, miasto kompozytora Tartiniego – duchownego, któremu nuty dyktował we śnie sam diabeł! Jednak Słowenia (lub jak chcą niektórzy, Szwajcaria Bałkanów) ma jeszcze wiele nieodkrytych przez turystów miejsc, które przegapić to ordynarny grzech zaniechania. Piekło dla takich już się grzeje, ale jest jeszcze czas, by Słowenii zadośćuczynić…
Im dalej z Polski na południe, tym bardziej robi się malowniczo. Już czeskie Morawy urzekają, a tuż za austriacką stolicą rozpościera się cudny górzysty krajobraz, który z czasem coraz bardziej zapiera dech. Jak tu pięknie, rozmarzaliśmy się nieraz, bo znakomite, z matematyczną precyzją wyważone słoweńskie drogi wcale nie przeszkadzają w kontemplacji alpejskiego krajobrazu. W Słowenii kierowca dostaje coś z życia, nie tylko asfalt, znaki pionowe i poziome, tudzież nawigację przed oczami. Niektórzy twierdzą, że bez specjalnej straty komfortu jazdy da się ten kraj przemierzyć także nie wykupując winiety na autostrady, bo „zwykłe” drogi im nie ustępują. Wierzę z łatwością (Słowenia to istna perfekcja), lecz weryfikacji tych tras jeszcze nie poddałam, zatem nie zaryzykuję charakterystycznej dla Polaków postawy „nie wiem, no to się wypowiem”.
Donat i źródło magnezu
Ta góra o specyficznie regularnym, stożkowatym kształcie, widoczna z prawej strony autostrady, całkiem blisko chorwackiej granicy, od dawna kojarzy mi się ze stemplem: bajeczne wakacje. Już za chwilę, już za momencik, krajobraz zmieni się w suchy, śródziemnomorski, z rdzawo-istryjską, jakby spaloną ziemią. Szkoda, że wcześniej nie wiedziałam, że właśnie tu, w soczystej zieleni julijskich Alp, Pegaz, skrzydlaty konik, który nosił błyskawice dla Zeusa, tupnął kopytkiem, spod którego oczywiście trysnęła woda – bo wszędzie, gdzie dotknął ziemi, „inspirujące źródło buchało natychmiast”. Jak choćby Hippokrene u podnóża greckiego Helionu, dająca natchnienie poetom. Pod Donatem Pegaz okazał się szczególnie łaskawy i mniej więcej 8 tysięcy lat temu podarował Słoweńcom źródło najbardziej zasobne w magnez na całym świecie… A magnez to siła nie do przecenienia. Wspiera mięśnie, intelekt i system nerwowy.
Wody spod Donatu dobrze działają też na układ trawienny: regulują nadmierne wydzielanie kwasu żołądkowego i są pogromcą nieprzyjemnej zgagi. Pomagają zrzucić niepotrzebne kilogramy i przyczyniają się do zmniejszenia uczucia zmęczenia. Samo dobro, a smak charakterystycznie rozchodzi się na języku, w sposób nie do pomylenia z innymi wodami. Pije się, według wskazań miejscowego lekarza, na zimno lub ciepło i w ściśle przepisanych ilościach – wiadomo: co za dużo, to zawsze niezdrowo, a magnezową wodę też da się przedawkować. Czy można kupić w Donat w Polsce? Można, ale o ile mi wiadomo, w cenach, które malowniczo i zbyt chyba dosłownie odzwierciedlają jego dobroczynne moce. Przy nich wyprawa na Bałkany z noclegiem i pakietem SPA może uchodzić za wersję ekonomiczną…
Gdzie leczył się cesarz i król
W walorach Rogaškiej Slatiny, gdzie dziś znajduje się coś na kształt uzdrowiska, najszybciej zorientowali się cwani Rzymianie (a ponoć też wcześniej Celtowie). W średniowieczu źródło z powodzeniem eksplorowali zakonnicy z opactwa Sveti Križ, aż wreszcie, gdy habsburski lekarz i profesor Wydziału Medycznego na Uniwersytecie Wiedeńskim, Paul de Sorbait, wprowadził bogatą w pierwiastki wodę na cesarski dwór, „eskulapy” wszelkiej proweniencji zaczęły kopiować uzdrawiające formuły i publikować naukowe dysertacje na temat życiodajnej wody. W końcu XVII wieku cesarz Leopold przyznał prawo jej wyłącznej dystrybucji kilku znaczącym obywatelom Wiednia, dzięki czemu ci obłowili się niesłychanie. Sprzedaż szła tak dobrze, że wkrótce wyprzedzały ją tylko francuskie wody termalne z Vichy. Woda z Rogaškiej Slatiny docierała aż do Egiptu, a w 1893 r. leczniczy płyn dochrapał się prestiżowej nagrody na światowej wystawie w Chicago! Magnezową wodę ze Słowenii pił wiecznie cierpiący na skurcze żołądka „potwór z Korsyki” Napoleon Bonaparte i – co oczywiste – cesarsko-królewskie i książęce rodziny: Habsburgów, Hohenzollernów i serbskich Obrenovićów.
Naturalną koleją rzeczy w Rogaškiej Slatinie wyrosły eleganckie hotele dla ówczesnej society, ściągając kuracjuszy i tych, których zadaniem było umilić im pobyt. W 1846 r. w Grand Hotelu koncertował największy rywal Chopina, Franciszek Liszt. Brawurę, z jaką wykonywał własne utwory karykaturzyści przedstawiali, rysując węgierskiego kompozytora na tle połamanych fortepianów, ale w kronikach miasteczka na zniszczenia się nie uskarżano. Inaczej pół wieku później: w 1910 r. swoje urodziny świętował tu ukochany przez Krakusów Najjaśniejszy Pan Franciszek Józef I. Był zachwycony, niestety zabawa tak się rozkręciła – by nie rzec złośliwie, iż atmosfera stała się gorąca – że Kryształowa Hala hotelu spaliła się i aż dwa lata zajęła jej renowacja. Dziś atutem sali są malowidła austriackiego malarza Schrötera z przedstawieniem głównych wydarzeń rozgrywających się w Rogaškiej Slatinie, a także pięć wspaniałych kryształowych żyrandoli wykonanych w miejscowej hucie szkła.
Kryształ cenniejszy niż złoto
Czystą jak kryształ magnezową wodą Donat (jak również lokalnymi winami premium oferowanymi w okolicznych piwniczkach) najlepiej delektować się, pijąc z przepięknych, na miejscu produkowanych szkieł. Manufaktura Steklarna Rogaška ma 350-letnią tradycję (działa od 1665 r.) i należy do najbardziej uznanych na świecie. Dziś produkuje się tu wyroby sygnowane m.in. marką Versace. Firma działa też aktywnie jako sponsor różnych imprez, w tym zawodów sportowych i konkursów piękności. Dziennie fabryka zużywa 24 tony szkła, a rocznie wychodzi z niej 8 mln kryształów! Mistrzowie ciągle wytwarzają te naczynia o niezrównanym blasku ręcznie, ale wspierając się najnowszymi technologiami. Przy pomocy internetowej aplikacji można też kielichy, szklanki i pokale zaprojektować sobie samemu, a na realizację wizji czeka się zaledwie kilka dni.
Najpiękniejsze okazy szklarskiego rękodzieła oglądać można w Hall of Fame fabryki i w ultranowoczesnym muzeum Anin Dvor (Pałac Anny).
Piękni jak Apollo
Pegaz nie stukał w skały Donatu kopytami sam z siebie, zrobił to na polecenie Apolla – boga światła, uzdrowień i piękna. A skoro piękno, to SPA! Sauny fińskie, tureckie, ziołowe, solne i na podczerwień – do wyboru, do koloru. Szereg zabiegów w luksusowych warunkach, które umęczonego Kopciuszka przeistaczają w zrelaksowaną Królewnę. I miejscowe, zdobywające światową renomę kosmetyki, a jakże, z boską patronką, prześliczną Afrodytą. Kozmetica Afrodita to flagowy produkt słoweńskiej branży beauty, upiększające mazidełka wytwarzają od lat. I tym także region się szczyci.
Reszta zostaje w rękach natury. Rogaška Slatina to zatopiona w zieleni oaza spokoju. Czy zatem może doścignąć nas tam nuda? Mało prawdopodobne, zwłaszcza jeżeli ktoś czuły na przyrodę, a nieco już znużony zadbaną promenadą z wypielęgnowanymi trawnikami i klombami kwiatów, zrobi krótki wypad poza uzdrowisko. Może być rowerem – wypożyczalnia działa. Będzie mógł wówczas, jak w kultowej piosence Buzu Squat „widzieć parę bobrów przytulonych nad potokiem” w Bobrov Center, obserwować świnie z Krskopolje, podziwiać hodowlę grzybów shiitake lub zwiedzić park krajobrazowy Boč, z bogatym Arboretum lub Pawilon Kaktusów, gdzie czeka 7 tysięcy odmian sukulentów. Jak na turystyczne miejsce przystało Rogaška Slatina oferuje też mnóstwo imprez. W czerwcu odbywa się tu Międzynarodowy Festiwal Filmów Dokumentarnych o Sporcie oraz Rajd Rowerowy, a w lipcu i sierpniu Ana’s Festival, międzynarodowe muzyczne święto dla koneserów jazzu, bluesa, folku, muzyki klasycznej, a nawet popu..
I chociaż nie ma się co czarować: w sezonie letnim tylko z niewielkim prawdopodobieństwem Rogaška Slatina wygra z pobliskim wybrzeżem turkusowego Adriatyku, przez pozostałe miesiące w roku – ta destynacja jest warta rozważenia. A nawet więcej – decyzji w ciemno.