Kadr z filmu „Poszukiwany, poszukiwana” w reż. Stanisława Barei z 1972 r.

Ten popularny wielokołowy środek komunikacji zbiorowej stał się bohaterem niezliczonej ilości mniej lub bardziej udanych płodów artystycznej wyobraźni. Nic w tym dziwnego, skoro podstawową funkcją autobusu jest umożliwienie przemieszczania się z miejsca na miejsce określonej liczbie osób. Zarówno na krótsze dystanse, np. w mieście, jak i na dłuższe – między poszczególnymi miejscowościami czy krajami. A podróże to jedno z najpopularniejszych zajęć, w naszym życiu.



Choć sam Sigmund Freud wyjazd, czy też podróż we śnie tłumaczy jako śmierć, dla większości artystów jazda autobusem kojarzy się z życiem i to – co więcej – raczej z jego przyjemnymi stronami.
Niekoniecznie optymistycznie
Rzecz jasna, nie wszystkie utwory z autobusem w tle tchną optymizmem. Oto jeden z hitów Maryli Rodowicz z lat 70. ubiegłego wieku „Do łezki łezka” (muzyka Andrzeja Korzyńskiego, do słów Jonasza Kofty) już samym tytułem sugeruje, że nie będzie optymistycznie. Trudno bowiem, by do optymizmu nastrajała niepogoda. A jest ona głównym – obok podmiotu lirycznego tekstu i rzecz jasna autobusu – bohaterem tekstu piosenki. Wystarczy przytoczyć jej dwie pierwsze zwrotki i refren: „Autobusy zapłakane deszczem/ wożą ludzi od siebie do siebie,/ po błyszczącym mokrym asfalcie, / jak po czarnym gwiaździstym niebie. /Od tygodnia leje w tym mieście,/ ścieka wilgoć po sercu i palcie,/ z autobusu spłakanego deszczem/ liczę gwiazdy na mokrym asfalcie./ Do łezki łezka, aż będę niebieska/ w smutnym kolorze blue”.
Wielkie budowy socjalizmu i przodownicy pracy
Chronologicznie nasz przegląd piosenek „autobusowych” należałoby jednak zacząć od epoki określanej po 1956 roku jako okres „błędów i wypaczeń”. To m.in. czas tzw. wielkich budów socjalizmu i przodowników pracy. A także czas odbudowy kraju, a zwłaszcza totalnie zrujnowanej stolicy, po zniszczeniach wojennych. Pieśni tego typu, co „Autobus czerwony” (muzyka Władysława Szpilmana do słów Kazimierza Winklera) śpiewane przez popularnych artystów, takich jak przedwojenny aktor Andrzej Bogucki wraz z Chórem Czejanda, miały dodatkowo zagrzewać do pracy, opiewając przy tym uroki odbudowywanej z mozołem Warszawy. W tekście hitu, mającego już 65 lat, znajdujemy taki oto np. passus: „Autobus czerwony, przez ulice mego miasta mknie/ mija nowe, jasne domy, i ogrodów chłodny cień./
Czasem dziewczę spojrzenie rzuci ku nam, jak płomienny kwiat./ Nowy jest nie tylko Nowy Świat, u nas nowy każdy dzień./ A motor tak buczy, dudni basem ponad mostem/ w tej tonacji radości, w której serce moje gra./ Autobus czerwony, a w nim ludzie, choćby każdy z was./ Wszyscy patrzą, jakby pierwszy raz zobaczyli miasto swe”.
A oto inny przebój z tamtego okresu, wylansowany tym razem przez sam Chór Czejanda, „Na prawo most, na lewo most” (muzyka Alfreda Gradsteina o słów Heleny Kołaczkowskiej). Jest tam zarówno panorama niemal „wstającej z martwych” Warszawy, jak również patos jej odbudowy widzianej z okien przejeżdżających po nowych już ulicach autobusów i tramwajów: „Na prawo most, na lewo most,/ a dołem Wisła płynie,/ tu rośnie dom, tam rośnie dom/ z godziny na godzinę. Autobusy czerwienią migają,/ zaglądają do okien tramwajom./ Wciąż większy gwar, wciąż więcej nas/ w Warszawie, najmilszym z miast”.
To jednak nie wszystko. Autobus pojawia się w tamtym okresie także w polskim filmie. Choć już tytuł obrazu z 1954 roku (w reżyserii Jana Rybkowskiego) – „Autobus odjeżdża 6:20” – sugeruje, że pojazd ten odgrywa kluczową rolę w przebiegu akcji dzieła, faktycznie pojawia się dopiero pod jego koniec. Jest to opowieść o ucieczce z prowincjonalnego miasteczka …

Pełna wersja tego i pozostałych artykułów dostępna jest w papierowym wydaniu Kuriera Warszawskiego nr 1 (58)/2018.

Wiadomości i informacje z Warszawy http://kurier-warszawski.pl