Ludziska od zawsze wykorzystywali komunikację miejską do wożenia nie tylko siebie, lecz i rzeczy przeróżnych także. Tak było już w XIX stuleciu.
My jednak zatrzymamy się na przełomie lat 50. i 60. XX wieku, przeglądając zakładowe gazety MPK i MPA w poszukiwaniu odpowiedzi
na pytanie – czym jest bagaż, co się do niego zalicza i jak go przewozić?
Za darmo, za biletem, a może jeszcze inaczej?
Tytułem wstępu trzeba nadmienić, że właściwie od samego początku funkcjonowania publicznego transportu zbiorowego w mieście Warszawie (czyli od początku kursowania omnibusów konnych, ok. 1860 roku) pasażerowie chcący przewieźć bagaż musieli za niego odpowiednio zapłacić.
Torebka imć pani Pelagii
W zależności od wielkości pakunku były to czasami 2−3 bilety, a czasami jeden, jak był nieco mniejszy, ale większy od damskiej torebki, za którą nie uiszczało się stosownej opłaty. Oczywiście musiała to być torebka damy śpieszącej do Opery, mieszcząca puzderko, szminkę i kilka biletów wizytowych, a nie torebka jej gosposi Pelagii idącej na pobliski bazarek po 10 funtów ziemniaków (ok. 5 kg), kilka jajek i gąskę. Za taką torebkę trzeba było już, niestety, zapłacić. Z czasem gabaryty torebki ulegały „powiększeniu” i w okresie międzywojennym nawet Pelagia już nie płaciła za swoją torebkę. Ba, nawet za dwie torebki nie płaciła pod warunkiem, że była je w stanie unieść i nie zajmować zbytnio miejsca w tramwaju czy autobusie. Jedynym kryterium oceny konduktora czy Pelagia ma zapłacić za bagaż podręczny, czy nie, właściwie była jej siła fizyczna. A że się dobrze się odżywiała to…
Dziwnym trafem ta swoista kwalifikacja bagażu przetrwała II wojnę światową, nawet lekko rozwijając się pod względem wagi i wielkości i weszła, jako swoisty standard, który powiększał się i powiększał. Jednak do czasu, gdyż „bagaż podręczny” niepodlegający opłacie zaczął przybierać zbyt duże rozmiary.
Był Duda, wiózł dudy i kazali mu za nie płacić
Oto raport kontrolerki konduktorów zamieszczony w gazecie „Warszawska Komunikacja” w 1955 roku:
„Konduktor M., nr służbowy 392, jest starym pracownikiem i powinien wiedzieć, że za duże instrumenty typu dudy, tuba należy pobierać opłatę jak za każdy bagaż. Podczas kontroli zastałam u pasażera duży instrument muzyczny (tuba), za który konduktor nie pobrał opłaty. Gdy zapytałam pasażera, dlaczego nie płacił za bagaż, odpowiedział, że konduktor nie żądał od niego opłaty, stwierdzając, że to bagaż podręczny (no tak, mógł przecież unieść tubę – przyp. autora). Pasażer ten bez sprzeciwu uiścił opłatę za bagaż wysiadając z wozu. Zwróciłam się do konduktora z zapytaniem, czy żądał opłaty za duże instrumenty muzyczne, albowiem jak …
Pełna wersja tego i pozostałych artykułów dostępna jest w papierowym wydaniu Kuriera Warszawskiego nr 1 (58)/2018.