Z teki Profesora warszawskiej gastronomii

1644

Chytry dwa razy traci. A szczodry?…



Było to latem 1980 roku. Żar lał się z nieba… Jeden z moich przyjaciół, Krzysio W., jechał nad zalew ciągnąc za sobą motorówkę. Na wysokości wjazdu do Serocka, tam gdzie wtedy jeszcze mieścił się komisariat, urwał mu się hak w samochodzie.
Akurat była niedziela… Zostawił łódkę, podjechał samym samochodem do mojej restauracji i pyta: – Tadziu, co robić?
Podrapałem się po łysinie, myśląc przez chwilę, aż mnie oświeciło. Miejscowy kowal jest, może coś pomoże… Pojechaliśmy. Kowal był w domu, choć obecny bardziej ciałem niż duchem. Ducha zastępował w nim dzielnie spirytus. Zdołał jednak wydukać, że spawarkę, owszem, posiada i „Chłopaki, zróbta se same”. Krzyś miał warsztat samochodowy, manualnie był sprawny i myśl o spawaniu zbytnio go nie stresowała. Obsłużył się sam, usterkę naprawił i jak to uczciwy, przyzwoity człowiek wrócił do kowala z pytaniem, jak może się zrewanżować. Kowal z chciwości wytrzeźwiał na miejscu – za to wymienioną przezeń kwotę można by uznać za nieprzytomną: cena za wypożyczenie spawarki przekraczała wartość motorówki wraz z wózkiem, na którym była przewożona. – Czyś Pan zwariował? – zapytał grzecznie Krzyś, powstrzymując się od gwałtownych reakcji. Kowal uprzejmości nie docenił. Zamknął bramę na klucz i ruchomy dobytek mego przyjaciela aresztował. – Tadziu, co robić? – jęknął Krzyś. Nie widziałem innego sposobu. Odwołałem się do znanego już Czytelnikom Kazimierza C. – miejscowego komendanta Milicji Obywatelskiej.
Kazio był zwolennikiem…

Pełna wersja tego i pozostałych artykułów dostępna jest w papierowym wydaniu Kuriera Warszawskiego nr 4 (54)/201

Wiadomości i informacje z Warszawy http://kurier-warszawski.pl