Większość miast ma swoje ikony. Paryż znienawidzoną i wyszydzaną niegdyś wieżę Eiffla, Londyn − Big Bena, Praga − Hradczany, Budapeszt − Parlament, Moskwa − Kreml. A my, tu nad Wisłą, w Warszawie, mamy – czy to się komuś podoba, czy nie – Pałac Kultury i Nauki.
I nagle wieść gruchnęła. Znowu. Po tym, jak jakiś jegomość zażądał rozbiórki gmachu, bo ma złe pochodzenie, ukonstytuował się społeczny (?) komitet wyburzenia nadwiślańskiej ikony. Mój przyjaciel zawezwał mnie z miejsca do opisania tegoż faktu. I dodał: „Tylko prześmiewczo, bo to taki kretynizm, którego na poważnie nie sposób traktować”.
Hm… Co racja, to racja. Wystarczy wczytać się w skład owego „komitetu”. Jest naturalnie (jakże mogłoby go zabraknąć) były satyryk, co to mu poziom żartów zjechał do rynsztoka; jest były szansonista, dzisiaj robiący za gwiazdę tivi i inne podobnego autoramentu ludziki. Na czele tego tworu stoi niezawodny w podobnych sytuacjach pan redaktor, przez wiele lat robiący za bardzo ważną osobę w jednym z osławionych tabloidów.
Gościom tym za nic fakt, że 90% respondentów lubi, a nawet kocha Pałac i nie wyobraża sobie Warszawy bez tego „daru narodów radzieckich”. O, i właśnie to chyba jest solą w oku naszych „milusińskich” z owego komitetu. To, że mało ich – tych „społeczników” – nic nie znaczy, bo jak zauważył przewodniczący, to społeczeństwo jest „skomunizowane”.
Ciekawa to konstatacja. Bo jakże można być „skomunizowanym”, mając zaledwie lat 15, 20 czy 30? Z mlekiem matki młodzi obywatele wyssali? A co z obcokrajowcami? Wystarczy pójść pod Pałac latem, by zobaczyć tłumy Koreańczyków (tych z południa, bo ci od Kima do nas nie przyjeżdżają), czy Japończyków… Sam na własne oczy widziałem młodą Japonkę, która z aparatem fotograficznym w dłoniach położyła się na trotuarze, by… mieć lepsze ujęcie kolosa na fotce. A para młodych Kanadyjczyków pytających, jak dojść do Pałacu, gdyż koniecznie chcą go z bliska obejrzeć i zwiedzić? Oni też są „skomunizowani”? Zdaniem naszych „społeczników” zapewne tak. Czyli ogrom pracy czeka Komitet. Koniecznie trzeba stworzyć jaczejki aktywistów, których wyślemy w świat i dalejże dekomunizować Koreę Południową, Japonię i Kanadę! A to tylko początek trudu.
A w końcu PKiN to nie jedyny symbol ruskiej dominacji nad nami. A Cytadela i otaczające ją forty? Przecież to one właśnie wybudowane zostały po Powstaniu Listopadowym (nomen omen, Rosjanie mówią o tym wydarzeniu z większą estymą: wojna polsko-rosyjska 1831 roku), by trzymać niepokorne miasto w ryzach! Tego nie rozbierzemy? A pozostałe jeszcze cerkwie – jak choćby praski sobór Świętej Równej Apostołom Marii Magdaleny też pozostawimy? No jakże tak? Przecież się nie godzi!
I jeszcze jedno; Kancelaria Prezesa Rady Ministrów ma swoją siedzibę w gmachu rosyjskiego Korpusu Kadetów im. Aleksandra Suworowa! I zapewne duchy podopiecznych wodza naczelnego Imperium Rosyjskiego, generalissimusa i marszałka polnego ciągle tam straszą naszych dzielnych ministrów. Pod kilof zatem gmaszysko, a póki co Radę Ministrów może do kontenerów na Ursynów, gdzie przez wiele lat urzędował burmistrz tej dzielnicy.
Jednak nie sami tylko Ruscy w historii nas gnębili. Co zatem z tymi, co dzieci nam germanili? Taki Malbork – toż to żywy dowód krzyżackiej dominacji nad nami. Pod kilof go. Już! A cytadela poznańska? Co, lepsza ci ona? Do rozbiórki natychmiast. No dalej, a co z miastami poniemieckimi: Szczecinem, Wrocławiem i innymi… Przecież tam aż roi się od „przykładów dominacji”. Ba, nawet więcej. Taki właśnie Szczecin cały jest zbudowany na germańskim założeniu. Zresztą większość polskich miast założono na wrażym prawie magdeburskim. Z tym też trzeba się uporać.
I tak dochodzimy do absurdu. Na tym w zasadzie trzeba by zakończyć te dywagacje, gdyby nie jedno…
Pewien profesor (nie tam jakiś akademicki, tylko pełną gębą profesor belwederski) pełniący m.in. funkcję ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego publicznie zabrał głos w dyskusji wyznając, że on też by ten Pałac wyburzył. I tu już nie się z czego śmiać. Oto – rzecz niebywała – człowiek pełniący rolę najwyższego opiekuna zabytków (wszak jemu podlega Generalny Konserwator Zabytków), stojący na ich straży, publicznie nawołuje do ŁAMANIA PRAWA! Tak, tak. Przecież PKiN jest zabytkiem chronionym prawem! W dodatku obecny premier rządu popiera ministra w tych wandalskich dążeniach!
Historia zna już przypadki, kiedy rządzący niszczyli zabytki. Z pobudek politycznych, historycznych czy religijnych. Talibowie w Afganistanie wysadzili posągi Buddy, bo im nie odpowiadały. Fanatycy z ISIS zrównali z ziemią zabytkowe miasta w Syrii, w tym olśniewającą Palmyrę, zwaną perłą pustyni… Zapewne tam też ukonstytuowały się jakieś komitety – rada mułłów, starszyzna plemienna – które to przegłosowały. I stało się…
Miejmy nadzieję, że tu nad Wisłą to im się nie uda.

Paweł Ludwicki

Kuriera Warszawskiego nr 1 (58)/2018.