Warszawa wiele widziała, lecz tego jeszcze nie grali. Złota dupa pływająca po stawie przed Pałacem na Wodzie w Królewskich (nomen omen!!!) Łazienkach podniosła ciśnienie mieszkańcom miasta. A temat wykroczył znacznie poza letni sezon ogórkowy.

Reklama McDonalda w Łazienkach Królewskich oburzyła warszawiaków
Opublikowane w mediach społecznościowych zdjęcie reklama McDonalda w Łazienkach Królewskich oburzyła warszawiaków. Źródło fotografii: facebook

Pierwszą informację o tym niecodziennym wydarzeniu podało Radio Kolor (bodajże). Ujrzawszy fotkę opublikowaną na fejsie – nie wytrzymaliśmy. Porzuciliśmy prace redakcyjne i co tchu pognaliśmy do naszych ukochanych Łazienek, gdzie spędziliśmy wiele lat obu naszych zawodowych „żyć”. Tych Łazienek, o które walczyliśmy wielokrotnie w muzealniczo-dziennikarskim sojuszu.

Po medialnej awanturze kontrowersyjna reklama McDonalda została przykryta folią
Po medialnej awanturze reklama McDonalda została „zaaresztowana” i owinięta czarną folią, by dalej nie kłuła w oczy mieszkańców miasta. Fot. Agnieszka Skórska-Jarmusz
Reklama McDonalda zniknęła, za to Volvo prezentowało się na tarasie Pałacu na Wodzie z dumą. Fot. Agnieszka Skórska-Jarmusz

Z opublikowanych przez nas w ciągu ostatniej dekady materiałów zebrało by się pokaźne tomiszcze…

Marszand sprzedaje półtoraki

Protestowaliśmy, kiedy wyciągnięty jak królik z kapelusza marszand dwojga nazwisk posadowiony na dyrektorskim tronie uroił sobie – podając swoje fantazje do prasy – że będzie w tym zacnym królewskim parku handlował… pitnym miodem. Nie byle jakim, półtorakiem samym. A w Pałacu (jak to marszand) chciał zrobić galerię obrazów na handel.

O takich jego „rewelacjach” naukowych, jak snute plany skuwania wapiennych tynków z Białego Domku, żeby odsłonić znajdujące się pod nim rzekomo elewacje z piaskowca (podczas gdy każdy, kto choć jeden przewodnik przeczytał wiedział, że budyneczek wzniesiono w konstrukcji z muru pruskiego i nijakiego piaskowca tam nie było) nawet nie chce się wspominać. Faktem pozostaje, że m.in po naszych alarmujących informacjach ówczesny minister kultury Bogdan Zdrojewski szybko się skompromitowanego marszanda pozbył.

Pampersy „ratują” Łazienki

Niestety kolejna nominacja pana ministra była równie nieudana. Dyrektorem tego – jednego z najważniejszych przecież muzeów w Polsce – mianował swojego byłego podwładnego z ministerstwa, speca od bliskowschodnich synagog – którego nazwiska również nie będziemy tu wymieniać (żeby go już bardziej nie zawstydzać, chociażby mu się to słusznie należało). Dość powiedzieć, że w nieoficjalnych annałach Łazienek przeszedł ów do historii jako dyrektor Nic-Nieudolski.

Oj, to był dopiero artysta. Z puli ministerialnej dostawał pół bańki na bieżącą konserwację obiektów i… oddawał około 450 tys. Jako kwoty niewykorzystane. Tymczasem… Wodozbiór od środka gnił i wypełniał się ptasimi fekaliami i truchłem piskląt, mur przy Pomarańczarni obłaził całymi ogromnymi płatami.
A w końcu przyszło najgorsze: niekonserwowany dach arcydzieła Merliniego – czyli Pałacu na Wodzie – zaczął przepuszczać wodę. Nowo mianowana szefowa obiektu pochwaliła się w TVP innowacyjną metodą ratowania zabytku przed zalaniem przy pomocy… podkładania na strychu Pampersów. Dyrektor Nic-Nieudolski pożalił się przed kamerami, że minister jest skąpy, więc on – dyrektor – radzi sobie jak umie. Sprawę opisywała m.in. Gazeta Wyborcza – TU.

Wszyscy wiedzieli, że to przegięcie. Pewnego dnia Nic-Nieudolski pojechał zadowolony na Krakowskie Przedmieście i do Łazienek na szczęście już więcej nie wrócił. A właściwie – wrócił, lecz tylnymi drzwiami, spakować manatki.

Money-maker w aliansie z Chinami

Na jego miejsce powołano wtedy Człowieka-Orkiestrę. Historyka sztuki, konserwatora zabytków (przez pewien czas nawet w randze generalnego), a przede wszystkim biznesmena, który sam o sobie mówił, że pieniądze go kochają. Nie kłamał.

Ten – obiektywnie trzeba przyznać – zrobił dla Łazienek tyleż dobrego, co i złego. Lecz na pewno wpompował w Muzeum Łazienki Królewskie astronomiczne kwoty. Fundusze Norweskie, a także…chińskie sypały się złotą strugą. Dzięki temu wyremontował i uchronił przed rozpadem Pałac na Wodzie oraz uratował przed niechybną zagładą świątynię Diany. Zasłynął także kilkoma kreacjami – jak kontrowersyjne w środowisku historyków sztuki freski w Starej Pomarańczarni na motywach projektu Kamsetzera (pisaliśmy o nich w KW nr 50/2015) oraz chiński pawilon, którego nigdy w paku nie było.

Efektem ubocznym chińskiego aliansu Łazienek było wystawienie atrapy wschodniego pawilonu, którego w tym królewskim ogrodzie nie było
Dziś „nowy zabytek” niszczeje, a ustawione w środku puste butelki po piwie wskazują, że ogrodzony budynek służy czasem amatorom procentów

Przy okazji jednak trzebił łazienkowski park ze starodrzewu pod pozorem eliminacji samosiejek i drzew chorych i starych oraz przywracania mu rzekomo osiemnastowiecznego sznytu. Za jego czasów wykarczowano biegnąca wzdłuż alei Wilanowskiej (dziś nazywanej Chińską – nomen omen, patrz: pieniądze) zabytkowe szpalery grabów. Bardzo, bardzo kosztownych.

Wspomnieć trzeba wreszcie o totalnie chorym pomyśle zabudowy szklaną budą północnego dziedzińca Starej Pomarańczarni – czyli jednego z nielicznych w Warszawie całkowicie oryginalnych osiemnastowiecznych budynków. To będzie „moneymaker” – przekonywał Człowiek-Orkiestra. Wybiliśmy mu pomysł z głowy. m. in. naszą akcją protestacyjną pod urzędem konserwatorskim ze znanym obrońcą zabytków Januszem Sujeckim. O kontrowersyjnych planach także pisaliśmy na naszych łamach.

Pod lipą na północnym dziedzińcu Starej Pomarańczarni odbywały się kiedyś koncerty
Pod lipą na północnym dziedzińcu Starej Pomarańczarni niegdyś odbywały się popularne koncerty muzyki poważnej. Potem miała zostać wycięta, żeby dziedziniec przeszklić tworząc przestrzeń na komercyjne imprezy. Na szczęście do tego nie doszło

Postępująca macdonaldyzacja

Aż wreszcie przyszło kolejne nowe. Człowiek-Orkiestra poślizgnął się na – wydawałoby się – najmniej spodziewanej skórce od banana. Po przegranej sprawie o mobbing (a to akurat był od wieków ukochany sport dyrektorów tejże instytucji) opuścił gabinet.

Specjaliści od ratowania pampersami zabytków natomiast pozostali, a życie w Królewskich Łazienkach ulegało dalszej pauperyzacji, zgodnie z postulowanymi zasadami egalitaryzmu. Dziś można z kocykiem na trawkę, leżaczek rozłożyć pod drzewkiem, porzucić odzienie pod krzaczkiem. Panie zaś w skąpych bikini opalają się do woli, a panowie prężą torsy.

W Łazienkach Królewskich można się opalać
Łazienkowskie „Chałupy welcome to”. Kiedyś nie do pomyślenia, dziś na porządku dziennym

Pływające dopiero co po stawie logo Mc Donaldsa jest tylko logicznym wypełnieniem dotychczasowej, prowadzonej od 10 lat polityki władz Łazienek Królewskich.

Teraz biuro prasowe MC Donaldsa tłumaczy to w ten sposób:

„To tutaj [w Łazienkach – przyp. red] to, co elitarne, kultura wysoka, pałac królewski i jego otoczenie miesza się z kulturą popularną, watą cukrową i lodami na patyku. Te dwa światy mogą ze sobą harmonijnie współistnieć. W niezwykłym połączeniu tkwi inspiracja dla wielu artystycznych inicjatyw”.

Spełniono zatem oczekiwania. Tak, jak w radzieckim filmie Szukszyna „Czerwona Kalina”, gdzie „lud czekał na orgię”.

Paweł Ludwicki i Agnieszka Skórska-Jarmusz

 

P.S. Wrzawa, która wybuchła po kampanii reklamowej Mc Donalds jest już o wiele lat spóźniona, co nas jako konsekwentnych Don Kiszotów walczących z tymi marketingowymi wiatrakami trochę śmieszy…

Przypominamy, że absurdów, które tuszowano było znacznie więcej

Pomalować trawę na zielono i inne smaczki

Tak po prawdzie dziwimy się tej nadreakcji (w kontekście wieloletniego milczenia) mediów społecznościowych i mainstramu. Wszak już wcześniej w trakcie sponsorowanych imprez palono grille pod Starą Pomarańczarnią w rytm góralskiej muzyki. Bywało, że farbowano białe i czerwone róże rosnące w ogrodzie przy Pomarańczarni na różowo (!), żeby pannie młodej komercyjnie wynajmującej obiekt na wesele pasowały do sukienki. A wreszcie w imię tychże samych egalitarnych wartości, które zachwala teraz Mc Donalds, dmuchano w Pałacu na Wyspie plażowe krokodyle na pokazie mody Dawida Wolińskiego, co dokumentował z entuzjazmem tygodnik Gala z kwietnia 2011.

Kampania reklamowa Dawida Wolińskiego w Łazienkach Królewskich
Fotografie z realizowanej w Pałacu na Wodzie modowej kampanii Dawida Wolińskiego – w duchu podobnym tłumaczeniu McDonalda opublikowała Gala nr 16 (448) z kwietnia 2011 roku.

Kultura przez duże K?

Zresztą w imię kultury przez duże K także bezczeszczono i wystawiano na ryzyko skarby architektury, żeby wspomnieć tu tylko przypadek koncertu uznanego pianisty na scenie Teatru Stanisławowskiego (jeden z nielicznych na świecie oryginalnych teatrów epoki oświecenia). W imię wizji artystycznej pani scenografki wysypano wówczas na scenie zeschłe liście z parku (z buszującymi w nich robalami), stawiając na zmurszałych deskach ciężkie donice z drzewkami i układając na scenie mokrą darń. I tylko pianista nie był wówczas głupi – nie pozwolił trawką wyłożyć podłogi wokół swego cennego instrumentu. Teatr, wartością przewyższając naprawdę sporą ilość Steinwayów ryzykować wówczas mógł. Bo taka była artystyczna wizja ustosunkowanej pani.

I dopiero Mc Donalds Was dziwi?

Z ostatniej chwili: prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski jako pierwszy z włodarzy miasta ostro sprzeciwił się chorym pomysłom włodarzy Łazienek. Wojewódzki konserwator zabytków ma mu złożyć informacje, czy wiedział i akceptował skandaliczne praktyki dyrekcji Łazienek Królewskich.