Minęło z górą pięć lat, jak zaczęliśmy pisać o najsłynniejszym polskim architekcie XX wieku Macieju Nowickim i jego dziełach. Ten młodo i tragicznie zmarły architekt zasłynął na cały świat, rewolucjonizując architekturę drugiej połowy ubiegłego wieku projektem słynnego Paraboleum (Dorton State Arena w Raleigh). Budynek figuruje na Liście Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Był też Nowicki, wespół z Oscarem Niemayerem, współtwórcą nowojorskiego gmachu ONZ (!) i pierwszym projektantem Chandigarh, stolicy Pendżabu w Indiach (po śmierci Polaka funkcję tę przejął Le Corbusier, modyfikując projekt, co jednak nie zmieniło przywiązania Hindusów do wizji Nowickiego).



Paradoksem historii jest to, że u nas przez dziesięciolecia Nowicki był słabo znany. Obłożony przez władze PRL anatemą, podobnie jak jego osiągnięcia, personifikował dobrze znane przysłowie „cudze chwalicie, swego nie znacie”.
Sytuacji nie polepszał fakt, że w całej Polsce zachowały się zaledwie trzy obiekty zaprojektowane przez tego mistrza architektury: zajazd turystyczny „Hetman” w Augustowie (jedyny utrzymany w dobrym stanie), dom rodziców Nowickiego na Żoliborzu (tzw. Biała Kostka) i hala sportowa klubu „Orzeł” na Podskarbińskiej 11. W materiale, w którym po raz pierwszy opisywaliśmy Macieja Nowickiego, szczególnie dużo miejsca poświęciliśmy tej ostatniej. W międzyczasie, 16 października 2014 roku, obiekt został ujęty w „Wykazie zabytków nieruchomych wpisanych do rejestru zabytków, woj. mazowieckie (Warszawa)” pod numerem rejestrowym A-1269. „Jako dokument i nośnik tendencji architektonicznych XX w. posiada niewątpliwie wartość naukową. Jako obiekt użyteczności publicznej, z nurtu inwestycji związanych ze sportem, turystyką i krajoznawstwem, realizowanych w latach 1918−1939 stanowi świadectwo epoki o walorze historycznym. Jednocześnie wartością niematerialną są osiągnięcia sportowe odnoszone przez Klub Sportowy »Orzeł«” – uzasadniał wpis mazowiecki konserwator wojewódzki.
Halę przy ul. Podskarbińskiej duet Maciej Nowicki/Zbigniew Karpiński zbudował w 1939 roku (choć wojna przerwała budowę, dokończono go tuż po niej), w oparciu o żelbetowy szkielet. Jego bryłę na zewnątrz częściowo dźwigają smukłe kolumienki, ma długi rząd okien i wygięty łukowo dach. Środek to ogromna, wolna przestrzeń, łatwa do dowolnego kształtowania w zależności od aktualnych potrzeb. To, zdaniem wielu historyków architektury, dowód fascynacji twórczością papieża nowoczesnej architektury Le Corbusiera. Tadeusz Barucki widzi w budynku raczej inspirację jego największym konkurentem, Augustem Perretem. Jakby nie było, ojcowie chrzestni wizji są wybitni. Prof. Marta Leśniakowska ocenia halę jako jeden z bardziej interesujących przykładów modernistycznego budownictwa w Polsce, nazywając go wprost „chlubą architektury europejskiej”.
Modernistyczny budynek zaprojektowany tuż przed wojną jako część większego założenia architektonicznego, powstał na tyłach awangardowego osiedla wybudowanego dla klasy robotniczej. W założeniu miał służyć budowie zdrowego i aktywnego społeczeństwa. Podręcznikowy przykład myślenia o nowoczesnym obiekcie sportowym.
W 2013 roku był całkowicie zaniedbany, żeby nie powiedzieć zrujnowany. Obiekt należał do Klubu Sportowego „Orzeł”, którego ówczesnym szefem był eks-przewodniczący Rady Warszawy Andrzej Szyszko. Przez wielu naszych rozmówców wspominany z łezką w oku jako altruistyczny dr Jekyll młodzieżowego sportu, nie wiadomo jak i kiedy przeistoczył się w Mr. Hyde’a, który z klubu mającego sport w nazwie uczynił dochodowy interes. Sportowców tam ci jak kot napłakał, za to rozmaitych interesów i interesików było (i jest) bez liku. W kuluarach „biznesmeni” umyślili sobie, że na czort komu modernistyczny zabytek światowej sławy architekta, skoro można by na jego miejscu postawić jakiś – dajmy na to – blaszak z przeznaczeniem na hipermarket. A sąsiedni, zrujnowany całkowicie tor kolarski dać pod zabudowę deweloperską. Świetny biznes.
Żeby tak się mogło stać, celowo dopuszczali do rujnowania tego budynku. Nie było okien, drzwi, nocami miejsce to zamieniało się w siedlisko okolicznych narkomanów, a w ciągu dnia złomiarze z ciężkim sprzętem wycinali stalowe elementy konstrukcji. Efekty propagandowe były znakomite. Większość naszych rozmówców, nie mających wiele z historią architektury wspólnego, prychało lekceważąco, kiedy rozwodziliśmy się nad walorami estetycznymi budynku. „Ta buda?” – pytali z bezgranicznym zdziwieniem – „rozebrać, natychmiast i zrobić coś porządnego”. Wówczas jeszcze nie wiedzieliśmy, że w Urzędzie Dzielnicy Praga Południe mamy bardzo zdeterminowanego sprzymierzeńca. Burmistrz Tomasz Kucharski nakazał zabezpieczenie obiektu. Ekipy budowlane …

Pełna wersja tego i pozostałych artykułów dostępna jest w papierowym wydaniu Kuriera Warszawskiego nr 2 (59)/2018.

Wiadomości i informacje z Warszawy http://kurier-warszawski.pl