Szlachetne zdrowie nikt się nie dowie… pisał poeta Jan Kochanowski w XVI wieku. I miał rację, dopóki jest wszystko ok, to jakoś się żyje. Zmienia się to, gdy przychodzą choroby… A te przecież towarzyszą nam od zawsze. I od zawsze ludzie jakoś z nimi walczyć chcą. I o tym jest ten numer „Kuriera Warszawskiego”.
Znajdziecie w nim Państwo wszystko, co dotyczy zdrowia Warszawy. Patrząc na te zagadnienia współcześnie, ale także historycznie. Bo piszemy o zarazach dotykających nasze miasto przed stuleciami. Pokazujemy jak przed laty wyglądały szpitale. Jak je budowano wśród zieleni. Mało kto wie, odwiedzając szpital zwany Dzieciątka Jezus, a w PRL-u po prostu szpitalem przy Lindleya, dlaczego wygląda on właśnie tak: z pawilonami porozrzucanymi wśród parkowej zieleni… Podobnie jak inne szpitale powstałe w tamtym czasie. Znajdziecie Państwo materiał o niebywałym muzeum… warszawskiej medycyny, którego dyrektorem jest nasz kolega, prof. Edward Towpik, wybitny onkolog. Pozostając ciągle w czasach już minionych, będziecie mogli przeczytać o niezwykłej historii pierwszych polskich „medycynierek”. Kobiet, które z trudem przebijały się zawodu lekarza… Dzisiaj jednego z najbardziej sfeminizowanych! Ale sto lat temu kobieta lekarz wywoływała święte oburzenie! No i temat niezwykle wrażliwy – „Piekło kobiet”, o którym niegdyś pisał słynny Boy-Żeleński, a które dzisiaj, za sprawą polityków, znowu jest na tapecie.
Prezentujemy także nasze współczesne instytucje medyczne. Konstanciński STOCER, gdzie od lat warszawiacy kurują swoje uszkodzone kończyny. Niegdyś pod czujnym okiem takich sław medycznych, jak prof. Gruca, czy prof. Weiss, dziś − ich nie mniej utalentowanych uczniów… Jest także trochę o naszych farmaceutycznych firmach. I o nowych problemach naszej medycy – planowanej reformie Ratownictwa Medycznego, która może nam – niestety – zaszkodzić.
Poza tym nasze stałe pozycje: turystyka, motoryzacja i gastronomia.
Życzymy miłej lektury.pulvinar dapibus leo.
Karolina Wojtusik, Elżbieta Rymkiewicz-Młodkowska Szpitale w cieniu drzew
Nim medycynę zdominowała chemia, zieleń ogrodową wykorzystywano do tworzenia leczniczej biosfery. Miała być jednocześnie dopełnieniem układu architektonicznego i spełniać rolę terapeutyczną, dając chorym namiastkę kontaktu z przyrodą. Stąd wziął się w szpitalach zwyczaj popołudniowych spacerów i „werandowania”. Powstał zupełnie inny typ architektury szpitalnej – kilka niskich pawilonów zamiast jednego gmachu – który wymagał sporej przestrzeni. Dlatego lecznice chętnie lokowano na obrzeżach miast. Wg tych nowych zasad powstały szpitale: Praski, Dzieciątka Jezus, Ujazdowski i Wolski.
str. 22–24
Rafał Jabłoński A w Warszawie zaraza…
Kiedy przejrzeć gazety z epoki, wyraźnie rysuje się obraz niemal ciągłego zapadania na cholerę morbus. Prawie każdego roku ktoś chorował, chociaż epidemii mieliśmy tylko dziewięć. Ładnie powiedziane
– tylko dziewięć. W dodatku lekarze nie mieli pojęcia, skąd ta choroba się bierze.
Z „ciągłych spostrzeżeń lekarskich powzięto stałe przekonanie, że wypadki zapadania
na cholerę i śmierci z tej choroby pochodziły z używania na pokarm sałat, mizerji ogórkowych surowych i kwaszonych i innych surowizn, szczególnie zaś jeśli potem pili wodę, piwo, mleko i w ogóle napoje
burzące się…”
str.25–27
Piotr Artur Sobczak Służby „powietrzne” xvii-wiecznej Warszawy
Z chwilą wybuchu epidemii w mieście następowała panika, a przedstawiciele samorządu, bogatsi kupcy i rzemieślnicy w pośpiechu opuszczali zagrożony teren. Na ten czas powoływano specjalne władze z burmistrzem „powietrznym” na czele, które dysponowały kasą miejską, zobowiązane do sprawowania pieczy nad pozostałymi mieszkańcami oraz podjęcia prób opanowania rozprzestrzeniającej się zarazy.
Opinia o dziewczynach studiujących farmację i medycynę była nieprzychylna.„Wszystkie dzisiejsze lekarki weszły na tę drogę nie przez zamiłowanie nauki lub chęć poświęcenia się dla bliźnich, lecz przez jakieś awanturnicze usposobienie” pisał branżowy periodyk „Medycyna”, broniąc decyzji Warszawskiego Towarzystwa Lekarskiego o odrzuceniu kandydatury członkowskiej dr Anny Tomaszewicz. „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety-lekarza!” protestował uznany chirurg Ludwik Rydygier. Mimo to kobiet chętnych do wykonywania tego trudnego zawodu przybywało.
str. 34–37
Marta Piotrowska W dół do piekła kobiet
W 1931 roku w Warszawie przy ul. Leszno 53
otwarto pierwszą w Polsce poradnię świadomego macierzyństwa. Wydarzenie miało rozpocząć „krucjatę przeciw ciemnocie, rozpaczy i nędzy”, a jeden z jego inicjatorów, Tadeusz Boy-Żeleński, wzywał do seksualnego uświadomienia, stworzenia i oddania decyzji matkom. Tymczasem Komisja Kodyfikacyjna już od dwóch lat pracowała nad ustawami, które miały regulować sprawy seksualne. „Regulować”, czyli karać. 5 lat odsiadki dla kobiety, która poddaje się aborcji i 15 dla lekarza! A społeczny dyskurs o płodności zdominowała wojenna retoryka.
str. 45–49
Aleksandra Sheybal-Rostek Historia stołecznych łaźni
Pierwszy znany historykom przywilej dla Warszawy dotyczył budowy łaźni, którą usytuowano za miastem, przy dzisiejszej ulicy Mostowej (ostateczny jej upadek nastąpił po 1696 roku). W źródłach można też znaleźć wzmianki o innych warszawskich łaźniach – żydowskiej, u benonitów przy ul. Pieszej, dla uczniów szkoły parafialnej przy rogu Świętojańskiej i Dziekanii, przy rogu Senatorskiej i Podwala oraz przy Cichej-Rybaki. Przez stulecia łaźnie były stałym elementem warszawskiego życia społecznego.