Podczas remontu fortu Legionów odkopano strop tunelu biegnącego pod fosą. O przejściu tym było wcześniej wiadomo, ale po raz pierwszy zobaczyliśmy sposób konstruowania carskich lochów.

Usytuowany w parku Traugutta fort, zwany drzewiej artyleryjską basztą Władimira, jako jedyny w stolicy posiada rozbudowane podziemia. Na początku lat 70., pokonując opory wojskowej biurokracji, otrzymałem pozwolenie na ich penetrację. Okazało się, że część zalana była wodą, która rozpuściła wapienną zaprawę ścian i na powierzchni utworzyła się twarda skorupa niczym lód. Płynąc na pontonie korytarzem liczącym około 40 metrów, z trudem ją rozbijałem. Niedawno odsłonięto strop przejścia wiodącego do tych właśnie lochów.

Remont

Przed dekadą rodzina restauratorów Kręglickich przejęła fort i ku zdumieniu wszystkich sprawnie go konserwuje, co w tym mieście jest ewenementem. Między innymi odkopano przed bramą główną fosę, przypominającą nieco średniowieczne budowle. W jej dnie natrafiono na kanał odprowadzający wodę deszczową. Początkowo ma on trzy czwarte metra wysokości, a potem zmniejsza się do 50 centymetrów, i tak przez 30 metrów. Czołgała się tamtędy ekipa znanego entuzjasty i znawcy stołecznych fortyfikacji Zbigniewa Rekucia, która to oczyściła tunelik do końca. Dziś sądzi się, że woda wypływała stamtąd do rowu (kanału?) rzeczki Bełczącej, spływającej nieopodal ku Wiśle.

Trzecie odkrycie ostatnich lat to tzw. Dziura Rekucia, czyli głęboki wykop wykonany przez instytucje miejskie u podnóża wzgórza, na którym położona jest baszta. Na samym dnie odnaleziono obmurowane wejście do podziemi fortu. Miejsce to ze względów bezpieczeństwa jest na razie zadaszone, ale zapewne zostanie udostępnione publiczności. Dlaczego „Dziura…”? Otóż prace podjęto dzięki staraniom, a raczej uporowi wspomnianego badacza.

Cofnijmy się do lat 20. ub. stulecia, kiedy to wybudowano kolejowe połączenie między obecnym Dworcem Gdańskim a elektrownią na Powiślu. Tor biegł łukiem poniżej fortecznego wzgórza, dokładnie nad wspomnianym wejściem, które to wcześniej zasypano. Po pół wieku szyny rozebrano, ale po dekadzie zaczęła  zapadać się tam ziemia – dokładnie na przekroju koła, jakby pod spodem wpadała do jakiejś studni. Bodajże trzykrotnie zapadlisko zapełniano gruzem i wyrównywano teren, po czym grunt ponownie zjeżdżał w głąb. Tej sprawy nie wyjaśniono do końca.

Kurier Warszawski

Entuzjaści i sędzia śledczy

Przed czterdziestu laty, gdy pracowałem w „Kurierze Polskim”, zgłosił się do mnie. p. Bogusław Sokołowski mieszkający podczas okupacji koło cytadeli. Wraz z kolegami wchodził do tunelu, który biegł wzdłuż Wisły. W pewnym momencie doszli do dużej studni, na której dnie była woda. Historię tę potwierdziła relacja pracowników Miejskiego Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych, którzy w 1958 r. robili wykopy pod trasę Starzyńskiego. O ile dobrze pamiętam nazwisko, pan Lewiński opowiadał mi, iż natrafiono wtedy na tunel ceglany, którego nie można było rozbić świdrem udarowym i pomógł w tym dopiero materiał wybuchowy. Tunel miał wymiary około dwóch metrów na dwa i kończył się żelaznymi drzwiami, za którymi była studnia. Niemal to samo mówił p. Stanisław Olszewski układający w tym rejonie przewody w marcu 1960 r. Ciekawe.

Wróćmy do p. Sokołowskiego. Otóż w „jego” studni pod wlotem tunelu znajdowało się kolejne wejście, tak że trzeba było do niego zjechać na linie, obejść łukiem studnię i dalej dochodziło się w rejon skarpy pod Zamkiem Królewskim. Badacze sugerowali, iż mogła to być droga ewakuacji dla namiestnika Królestwa Polskiego rezydującego na Zamku. Ta brzmiąca nader fantastycznie hipoteza nosi jednak cechy prawdopodobieństwa. Otóż po powstaniu styczniowym, które mocno namieszało carskiej administracji w Warszawie, wybudowano 300-metrowe podziemne przejście z fosy cytadeli do fortu mieszczącego się na placu Inwalidów. Tak więc budowa przejścia długości kilku takich tuneli, czyli połączenie Zamku z Cytadelą, była technicznie możliwa. Przyjmując ten sposób rozumowania, określić można studnię jako rodzaj syfonu zabezpieczającego tunel przed niepożądanymi eksploratorami. Dlatego też wspomniane już okrągłe zapadlisko brano pod uwagę jako fragment studni, której ulokowany pod ziemią strop zapadł się po latach, być może na skutek przejeżdżania ciężkich wagonów z węglem.

Kurier Warszawski

Niektórzy lokowali wejście do tunelu w rejonie bramy Zakroczymskiej na Cytadeli, ale  zostało ono zawalone podczas przedłużania ulicy Krajewskiego. Wylotu pod Zamkiem nie zlokalizowano, podobnie jak i samej studni. Wiadomo jedynie, że na starym planie (ponoć spalił się przed kilkoma laty podczas pożaru w forcie) była jeszcze jakaś podziemna odnoga. Prawdopodobnie została rozebrana. Sprawa ta wymaga wyjaśnienia, więc tu jest pole do popisu dla kolejnych entuzjastów.

Lochy fortu Legionów penetrowane były przed wojną przez polskie władze. W sierpniu 1927 r. wybuchł bowiem jeden z największych skandali okresu międzywojennego, zwany sprawą generała Zagórskiego. Ten zadeklarowany przeciwnik marszałka Piłsudskiego zniknął bez śladu i już w tamtych czasach uważano, że został skrytobójczo pozbawiony życia. Niektóre tropy wiodły do wspomnianego fortu, więc udał się tam sędzia śledczy Mazurkiewicz i przez trzy dni badał teren. Ciała nie odkrył. Studni też.

Studnia, ale nie ta

Co ciekawe, w 1926 r. podczas prac inwentaryzacyjnych wyrysowano w jednej z sal studnię głęboką na 8,5 metra. Na początku lat 70. jej nie było! Zapachniało sensacją. Jednak dopiero po dziesięciu latach udało się dostać do tegoż pomieszczenia, w którym podłoga wydawała pusty dźwięk. Jak pamiętam, kucie zajęło nam ponad dwie godziny. Okazało się, że góra studni została pokryta grubymi deskami, a potem zalana cementem. Studnia jest potężna, szeroka na ponad dwa metry, ale w jej ścianach nie ma żadnych wejść do tuneli.

Badania podziemi fortu Legionów pozwoliły na wyjaśnienie pewnej kwestii – znane nam dziś lochy nie były drążone, a zostały zbudowane metodą odkrywkową, potem zaś zasypane. A jak wyglądała taka konstrukcja „od góry” przekonaliśmy się w fosie fortu Legionów.

Kiedy oddawaliśmy ten numer do druku, ekipa p. Rekucia odkopała 5-metrową studnię w fosie fortu.

Rafał Jabłoński

Kurier Warszawski