Sierpniowa słoneczna niedziela 13 dnia 1911 roku przywiodła
na Pole Mokotowskie tłumy warszawskich miłośników awiacji.
Dzień ten zapisał się na stałe w kalendarzu Lotniczej Warszawy. Warszawiacy mieli zobaczyć lot samolotu Etrich „Taube”, którego
pilotem po raz pierwszy był Polak, Michał Scipio del Campo.



Zacny ród del Campów, choć o niezbyt polsko brzmiącym nazwisku, osiadł w Polsce za sprawą Piotra del Campo o przydomku Scipio, marszałka królowej Bony, w roku 1518. Przez lata skoligacony był z zacnymi polskimi rodami szlacheckimi, począwszy od Abdanków, przez Radziwiłłów do Ziembickich. Źródła wspominają aż o 49 szlacheckich i arystokratycznych rodzinach.
Po czterystu latach potomek marszałka Scipio del Campo, Michał, zasiadł za sterami górnopłata o drewniono-metalowej konstrukcji wzlatując na warszawskie niebo. Zachwycony nowym samolotem pilot wzniósł się na wysokość około 400 m, wykonał kilka efektownych ewolucji i… poleciał na zwiedzanie miasta. A trzeba pamiętać, że podobnie jak władze lotnicze od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, tak i władze rosyjskie w tamtym okresie zabraniały lotów nad Warszawą. Tymczasem 24-letni w owym czasie Michał Scipio del Campo, porwany urokiem miasta i bezkresem przestrzeni, nie musząc meldować się co chwilę do wieży, skierował się nad ulicę Marszałkowską, przeleciał nad Ogrodem Saskim, zawracając śmignął nad Starym Miastem i Zamkiem Królewskim, skąd trasą nad Traktem Królewskim i Alejami Jerozolimskimi wrócił na Pole Mokotowskie.
Kim był ów śmiałek, który tym modelem samolotu leciał po raz pierwszy?
Michał Scipio del Campo urodził się 26 stycznia 1887 roku w miejscowości Rajki pod Berdyczowem. Kształcił się na Politechnice w Sankt Petersburgu, a potem, po wybuchu rewolucji, w Paryżu, studiował kierunek metalurgiczny. Głowę nosił jednak – w przenośni i dosłownie – w chmurach, pochłonięty gorączką latania zawalał kolejne egzaminy, aż rozzłoszczony ojciec sprowadził go z powrotem do Polski. Niebawem wrócił do Francji, do Lille, podejmując na nowo studia inżynierskie.
Z lotnictwem związał się na poważnie około 1905 roku. Rok później zbudował z kolegami skrzydłowiec, który windowano w powietrze na holu za rozpędzonym motocyklem. Del Campo próbował też latać uczepiony baterii latawców wykorzystywanych w technice wojskowej do obserwacji i korygowania ognia artyleryjskiego, jak sam mawiał: szukał guza. Latał też balonem, ale ten typ awiacji nie spodobał mu się. W lipcu 1910 uzyskał Dyplom Pilota nr 210 wydany przez Aeroklub Francuski. Równo rok po uzyskaniu licencji na latanie jako pierwszy Polak przeleciał nad Warszawą. Król Władysław IV byłby z niego dumny, gdyż już 1647 roku niejaki Tytus Liwiusz Boratyni (spolszczone nazwisko z włoskiego Tito Livio

Pełna wersja tego i pozostałych artykułów dostępna jest w papierowym wydaniu Kuriera Warszawskiego nr 3(60)/2018.

Wiadomości i informacje z Warszawy http://kurier-warszawski.pl