Warszawiacy, marginalnie choćby zainteresowani historią komunikacji, z pewnością potrafią sobie przypomnieć którąś z tajemnic warszawskiego metra. Tunele pod Wisłą – zalane (lub nie) i wykorzystywane (lub nie) jako schrony lub piwnice na wino, a także klasyczne, nieprawdopodobne miejskie legendy, takie jak tajne przejścia pomiędzy Pałacem Kultury a stacją … To są te najbardziej znane z niecodziennych historii. A jednak dzieje projektowania podmiejskiego środka komunikacji w stolicy kryją znacznie więcej ciekawostek, choć może nie aż tak sensacyjnych. Warto się jednak nad nimi pochylić, bo nie samymi legendami metro nam budowano. Ot chociażby…



Pomysł budowy metra – niekoniecznie pod ziemią – wypłynął ostatnio po raz kolejny na fali poświęconych metru artykułów prasowych. Czemu nie budujemy metra naziemnego? – padło pytanie – Przecież i taniej to można wybudować, i szybciej itd. itp… Cóż, pomijając fakt, iż druga linia kolejki wchodzi na „ostatnią prostą” przed realizacją całości linii (kończą się, oby pomyślnie!, przetargi na budowę ostatnich jej odcinków i na zmiany projektów szans już nie ma), nie należy pomysłodawców tej idei za cokolwiek winić, bo sam zamysł metra nie korzystającego z tuneli ma u nas długą tradycję. To, co niektórzy dziś odkrywają de novo, kiedyś było tak oczywiste, że wręcz nie warto było o tym wspominać. Sięgnijmy zatem po kilka archiwalnych projektów.
Drogi żelazne wyłącznie miejskie
Rok 1904. Na łamach „Przeglądu Technicznego” inż. Adam Świętochowski przedstawił jeden z pierwszych projektów „urządzenia dróg żelaznych” w Warszawie. Na początku XX wieku nazbyt wyraźnie odczuwano już jako niedogodność, iż znakomita większość linii kolejowych zbiegających się w Warszawie zakończona była dworcami czołowymi, co zdecydowanie utrudniało przejazd przez miasto tym pasażerom, którzy chcieli podróżować nie tyle DO Paryża Północy, co PRZEZEŃ przejechać. Inż. Świętochowski, podobnie jak kilku innych wizjonerów tego czasu, próbował zmierzyć się z problemem, przedstawiając swoje pomysły usprawnienia komunikacji kolejowej w Warszawie i wokół niej. To, co nas interesuje, to jeden z pierwszych przedstawionych publicznie projektów przemieszczania się w obrębie miasta.
Pomysł nie był może olśniewająco bogaty, ale pamiętajmy, w Warszawie 1904 roku wciąż jeszcze obowiązywały surowe wojskowe przepisy zabudowy, krępujące rozwój miasta w obrębie wałów Lubomirskiego, na dodatek z limitem wysokości (aby z Cytadeli można było, w razie potrzeby, wstrzelić się skutecznie w każdy zakątek miasta). „Drogi żelazne wyłącznie miejskie” pomysłu inż. Świętochowskiego opierać się miały na czymś doskonale nam dziś znanym (linii średnicowej zaprojektowanej niemal dokładnie tak, jak przebiega ona obecnie) oraz dwóch dodatkowych linii, o których niech krótko powie sam Autor:
„Z linii tych najważniejsza jest linia, przecinająca Warszawę w kierunku jej osi podłużnej, równoległej do Wisły. Linia ta powinna by rozpoczynać się przy rogatce Mokotowskiej, przejść następnie całą ulicę Marszałkowską, obok dworca Centralnego [to akurat jest budynek będący częścią innego fragmentu projektu, aczkolwiek, jak domyślacie się Państwo, jego położenie zbiegało się z grubsza z późniejszymi projektami dworca kolejowego w pobliżu zbiegu Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich – D.N.], następnie Saski Ogród, Plac Teatralny, ul. Bielańską, Nalewki i dojść aż do drogi Obwodowej obok projektowanej stacyi „Cytadela”, a obecnej „Warszawa Kowelska” [dla nas to oczywiście Warszawa Gdańska – D.N.] Na całej długości linia ta powinna być podziemną, z wyjątkiem okolic Cytadeli, gdzie prawdopodobnie będzie mogła wyjść na powierzchnię ziemi”. O tym, dodajmy do …

Pełna wersja tego i pozostałych artykułów dostępna jest w papierowym wydaniu Kuriera Warszawskiego nr 2 (59)/2018.

Wiadomości i informacje z Warszawy http://kurier-warszawski.pl