… polskich rzek. Jak na monarchinię przystało jest największa i najpiękniejsza, ale też kapryśna, zdradliwa
i nieokiełznana. Wisła.
Przez wieki decydowała o losach ludzi zamieszkujących jej nabrzeża. Kilkaset lat temu jej kaprys, gdy zachciało się jej popłynąć innym niż dotychczas korytem, spowodował, że prężnie rozwijające się mazowieckie miasto Czersk niemalże z dnia na dzień straciło swoje znaczenie, by w końcu stać się mało znaczącą mieścinką. Za to dała szansę innemu miastu – Warszawie, która dzięki niej mogła rozwinąć skrzydła. Tak szeroko, że w końcu tu znalazła siedzibę najwyższa władza naszego kraju. Władza wówczas królewska.
Zarówno Warszawa, jak i Wisła to „moje” od zawsze (czyli od moich narodzin) stałe miejsca. Tu się urodziłem, tu dorastałem, tu żyję.
I odkąd sięgnę pamięcią, Wisła to była „nasza” rzeka. Wtedy, grubo ponad pół wieku temu jeszcze czysta, pełna plaż, ludzi wypoczywających, łowiących ryby i pływających łodziami wszelkiego rodzaju. Wtedy to brodząc przy brzegu przeganiało się ławice maluteńkich srebrzystych rybek.
Pamiętam, jak my, chłopaki ze Śródmieścia, jeździliśmy nad Wisłę. Autobusem 117, który miał pętlę tam, gdzie dzisiaj stoi piękny dom kultury PROM. Od ostatniego przystanku przez pola szliśmy kilkanaście minut do… No, właśnie. Tu potrzebne jest krótkie wyjaśnienie. Wtedy nie było jeszcze mostu Łazienkowskiego. By dostać się w te okolice, trzeba było jechać przez „Poniatoszczaka”, a potem całą Francuską i dalej Paryską. A jak tam doszliśmy, to mieliśmy trzy… ośrodki wczasów miejskich nad Wisłą. Tak, tak – to były regularne ośrodki wczasowe. Po prawej „Tramwajarze” z autentycznym wagonem tramwajowym, pośrodku plaża „Milicyjna” – Komendy Stołecznej, a na końcu „Kolejarze” . „Milicyjna” były świetnie wyposażona – miała kajaki, łódki, była restauracyjka, natryski i, co najważniejsze, miała od czasu do czasu basen! Najprawdziwszy basen wpuszczany w rzekę. Ech, cudne to były czasy. Co prawda większość warszawiaków wolała dzikie plaże, bo znajdowały się bliżej Śródmieścia. Co miało swoje plusy (nikt niczego nie nakazywał, nikogo nie strofował), ale bywało też niezwykle ryzykowne. Na mojej ulicy – Polnej pod 40. w oficynie mieszkała rodzina Grzędów. I nasz rówieśnik Rysiek Grzęda jeździł z rodziną na te właśnie dzikie plaże. Do momentu, kiedy nie poprosił mamy, że jeszcze tylko ostatni raz się wykąpie. I rzeczywiście, była to jego ostatnia kąpiel. Przeżyliśmy to wszyscy z podwórka mocno.
A potem…. Nadeszły lata 70-te. Wielkie uprzemysłowienie epoki gierkowskiej, gdy te wielkie fabryki, zakłady przemysłowe lokalizowano nad rzeką, by czerpać z niej wodę, a potem oddawać jej ścieki. Wzdłuż warszawskich brzegów wybudowano arterie komunikacyjne, które skutecznie odcięły rzekę od miasta… I tak po cichutku, z dnia na dzień, Królowa polskich rzek zaczęła się zamieniać w gigantyczny ściek!
Jeszcze w końcówce dekady Gierka brat mój Marek zaprosił mnie i naszego przyjaciela do słynnej restauracji Nimfa na Wale Miedzeszyńskim. Łazienkowski most lśnił wtedy nowością. My, rozparci w fotelach restauracyjnego tarasu, zajadaliśmy niedzielny obiad okraszony schłodzoną wódeczką i… obserwowaliśmy wyścigi motorowodne na Wiśle. Sam Wielki Marszałek* brał udział w tym wyścigu. Widok był niezapomniany!
W latach 80. rzeka była już tylko ściekiem. Zapuszczonym i smrodliwym. Wstydliwym. I nikt wtedy, i późniejszych dziesięcioleciach nie miał żadnego pomysłu „na Wisłę”. Aż do momentu, gdy wiślani zapaleńcy nie zaczęli działać. Moment był sprzyjający. Unia już stawiała swoje warunki dotyczące oczyszczalni ścieków (co w efekcie dało to nam „Czajkę”), a wielu trucicieli przestało istnieć i… Znowu pomału, ale nieustannie rzeka wracała. Co prawda ciągle jeszcze Warszawa była do niej plecami, ale… Jest coraz lepiej. I będzie coraz lepiej. No chyba, że minister środowiska wymyśli coś na podobieństwo „ratowania” Puszczy Białowieskiej. Nie wydaje się jednak, żeby to nam zagroziło. Wszak, dzięki tym aktywistom-zapaleńcom Sejm uchwalił 2017 rok ROKIEM WISŁY! I dobrze. Bo idzie ku lepszemu. I o tym traktuje ten numer „Kuriera Warszawskiego”.
Życzymy miłej lektury.Paweł Ludwicki
* Waldemar Marszałek – najsłynniejszy polski motorowodniak.
Wielokrotny mistrz świata, Europy, Polski. Warszawiak. Długoletni radny m.st. Warszawy.