Nie jesteśmy dla wybrańców

915

Z dyrektorem STOCER, dr. nauk med. Pawłem Baranowskim
rozmawia Paweł Ludwicki



Gdy powiedziałem, że jadę do STOCERa usłyszałem, że to szpital dla uprzywilejowanych! To prawda? „Szary warszawiak” nie ma czego szukać w Konstancinie?
Nieprawda, to są legendy.  Każdy kto potrzebuje pomocy, z każdego zakątka kraju, może otrzymać pomoc i leczyć się w STOCER.  Nasz szpital był ogólnodostępny zawsze − za prof. Weissa, prof. Haftka, prof. Kiwerskiego,  czy dr. Garlickiego… I również obecnie – za mojej kadencji. Obecnie, po wielu zmianach powstała Spółka, ale słowo „niepubliczny” w nazwie zakładu nie znaczy „komercyjny”. Leczymy głównie na podstawie kontraktu z  NFZ.

Czyli żadna szklana góra, na którą nie da się wspiąć?
Prawie do  wszystkich szpitali trudno się dostać z dnia na dzień, jeśli cierpimy na schorzenia przewlekłe. Wszędzie obowiązują kolejki. Czy to do WIM na  Szaserów, czy do MSW  też, choć niektóre szpitale posiadają tzw. Oddziały SOR i przyjmują zarówno w trybie  ostrodyżurowym, jak i planowym. Akurat nasz szpital pracuje w  dość wąskiej specjalizacji − tylko w ortopedii i rehabilitacji, jednak w przypadku ortopedii wszystkie urazy, zarówno kończyn, jak i kręgosłupa, przyjmowane są w trybie ostrodyżurowym.
Jednak przekonanie o dostępności usług bazuje na tezie, że pacjent się zgłasza i zaraz go leczą. Tymczasem zostaje postawiony przed wyborem: kilometrowa kolejka, albo cennik usług − też niemały.
Takie są zasady we wszystkich szpitalach w całej Polsce. Ta „niedostępność”, nie opiera się na wyjątkowości miejsca, lecz wynika z samej  struktury możliwości dostania się „na NFZ”. Pacjent najpierw musi zostać zdiagnozowany i dopiero po konsultacji specjalistycznej jest zapisywany w kolejkę. Teoretycznie powinien być leczony natychmiast, ale jest to w naszych warunkach nieziszczalny ideał. Pacjentów jest niestety więcej, niż szpitale mogą przyjąć, w rezultacie  jeśli przed nim czeka 1000 osób, to on konsekwentnie dostaje numer 1001… A to oznacza – patrząc realnie − ok. 17 miesięcy oczekiwania. W przypadkach koniecznych, u chorych z zaburzeniami neurologicznymi, te terminy są znacznie krótsze. Nasze możliwości operacyjne są zresztą znacznie większe niż w innych placówkach, więc je efektywnie wykorzystujemy.  Sala operacyjna urazowa pracuje non-stop, druga przeznaczona jest na zabiegi planowe. Zatrudniamy cały skład na dodatkowe godziny i wykonujemy operacje siedem dni w tygodniu, z wyjątkiem świąt. Inaczej kolejka wydłużałaby się w nieskończoność. Komercja stanowi dla nas dodatkowe źródło dochodów – około dwóch mln złotych.
Ale czy nie jest przypadkiem tak, że kolejki w szpitalach wynikają właśnie z ilości komercyjnych świadczeń?
W żadnym wypadku. To jest niedopuszczalne, byłaby to zbrodnia przeciwko medycynie i umowie z NFZ! Pacjenci spoza Funduszu, lub ci, którzy decydują się na komercję, leczeni są siłami i możliwościami tzw. wolnego stanu łóżkowego oraz wolnego stanu operacyjnego i chirurgicznego. Warunek jest tu jeden: wykonywanie umowy z NFZ. A w naszym przypadku mamy i tak comiesięczne przekroczenia kontraktu. Przekształcenie  szpitala na zarządzany przez spółkę niepubliczny zakład opieki zdrowotnej pozwoliło  zbudować dodatkową, komercyjną działalność, która nie zaburza umów z NFZ. Mówiąc wprost: osoby leczone komercyjnie nie wpływają na kolejkę  NFZ, bo ten przewiduje określoną ilość pacjentów, na które asygnuje konkretne kwoty.

Pełna wersja tego i pozostałych artykułów dostępna jest w papierowym wydaniu Kuriera Warszawskiego nr 1-2 (55)/2017.

Wiadomości i informacje z Warszawy http://kurier-warszawski.pl