„Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy”, oceniał Piłsudski. I nawet jeśli przesadził grubo, bo nie wszyscy, wiadomo, to i tak w ilości porażającej, z tendencją do wzrostu – przynajmniej tak świadczą internety.

Przez kilka dni cały kraj kibicował dramatycznej akcji ratunkowej polskich himalaistów. W bezpośrednich pogaduchach, na ulicy, w knajpie, w sklepie dominowały przejęcie i dziecięca wiara w cuda. W tymże czasie, w ciepłych kapciach przed monitorami wyrażali prawdy objawione „mądrzy”, „uczciwi” i „pragmatyczni”, grosz dodali też „prawdziwi patrioci”. Razem dowodząc, że choć nadzieja umiera ostatnia, to draństwo jest nie do zabicia.

Samozwańcze autorytety o wysokogórskich wspinaczkach wiedzą wszystko, zresztą jak o trenowaniu piłkarzy, bieżącej polityce, pigułce „dzień po” i woli życia zarodka bez mózgu. Na temat profesjonalizmu, przygotowania technicznego i podejmowanych w górach wyborów wypowiadali się ex cathedra, śmiało, by nie rzec brawurowo. Lepiej od ekipy ratunkowej wiedzieli, czy, kiedy i po kogo należało wracać. Obrażenia pozostawionego Mackiewicza ocenili zdalnie, między jednym a kolejnym siorbnięciem napoju stawiając diagnozę. Góry znają, bo jechali bryczką nad Morskie Oko, też im niedobrze było, a dali radę, o! Popisali się „prawdziwi patrioci”, ci których antenaci nauczyli żabojadów jeść sztućcami. Wiadro pomyj wylali na Elisabeth Revol, bo egoistycznie w ich opinii zostawiła kolegę na śmierć na wysokości 7 tys. metrów, choć mogła w zaspie siedzieć. Wiadomo, Francuzi – w trzydziestym dziewiątym też się wypięli. Pokazane w telewizji odmrożenia nie wydały się im spektakularne ani wiarygodne, może se pokolorowała Guerlainem cwaniurka, dobrze poza tym wyglądała. Oberwało się ratownikom, bo nie minęli Revol dziarskim krokiem, by sprowadzić w dół rodaka. I dalej – francuscy dziennikarze za mało ekscytowali się tragedią,    muzułmanie z Pakistanu zwlekali z pomocą, bo czekali na kasę i nawet prezydent Macron dostał w ucho, bo się Francuzi do akcji finansowo nie dołożyli, a przecież to obywatelka w końcu Francji okazała się jej beneficjentką.

Nota bene, wątek pieniężny okazał się nośny. Gdy „oszczędni” z bólem przeliczali zmarnowane na ratunek podatki, „przedsiębiorczy” wykorzystali współczucie ofiarnych, otwierając konta na rzekome wznowienie akcji. Od inwigilacji finansów Owsiaka oderwał się  na chwilkę osławiony bloger, zajmując się dla odmiany moralną oceną himalaisty: „Heroinista spieprzył w Himalaje, by uciec od alimentów”. Nie był w tym odosobniony, choć w chamstwie prześcignął go tylko youtuber z dowcipem o „mrożonce himalajskiej”. Nie wypada? A właśnie że można, bo, Mackiewicz „zdechł na własne życzenie”.

Komentować bez refluksu trudno. W takich chwilach znajoma mawia krótko, z akcentem na ostatnią sylabę: „żame”!. I choć brzmi to (znów!) z francuska, źródłosłów ma polski. To skrót dwóch słów: „rzadka menda”. Po prostu.

Internet i media społecznościowe dały przywilej swobodnej wypowiedzi ludziom, którzy dawniej mogli perorować w ciemnym kątku korytarza, na fajce z kolesiami. Dziś robią to z tym samym poczuciem odpowiedzialności, ale mają większy zasięg i znacznie mniejszą szanse na jakiekolwiek reperkusje. Hejt rozlewa się jak cuchnąca brązowa maź. A wszystko to w kraju, gdzie większość przyznaje się do religii katolickiej, deklarując wartości takie jak miłosierdzie i szacunek wobec majestatu śmierci. Czasem cytując bezmyślnie: „a słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”. Uchowaj Boże od takiego sąsiada.

Agnieszka Skórska-Jarmusz

*Tekst przygotowany dla gazety „Nasz Ursus”